Krzysztof Hołowczyc z francuskim pilotem Xavierem Panserim, którzy od piątego odcinka Rajdu Dakar utrzymywali czwarte miejsce w grupie samochodów, w czwartek po 11. etapie w Argentynie awansowali na trzecie. Liderem jest Katarczyk Nasser Al-Attiyah.

Na trasie długości 520 km z Salty do Termas Rio Hondo, z pomiarem czasu na krótkim odcinku 194 km, awarie pojazdów wyeliminowały kolejne załogi i stawka stopniała do 80. Tuż przed startem w Toyocie Yazeeda Al-Rajhiego, trzeciego w klasyfikacji generalnej, odkryto awarię. Mechanicy nie zdążyli jej usunąć i Saudyjczyk nie wyjechał na odcinek specjalny.

Hołowczyc wiedząc o tym nie "szalał" na trasie. Już wcześniej, po 10. etapie, zaznaczył, że nie zamierza szarżować.

Musimy jechać bardzo rozważnie i spokojnie, bo choć najcięższe odcinki mamy już chyba za sobą, to jednak jeszcze parę tysięcy kilometrów trzeba pokonać - powiedział olsztynianin.

W czwartek miał 18. czas, o osiem sekund lepszy od Marka Dąbrowskiego, jadącego z brytyjskim pilotem Markiem Powellem i o ponad pięć minut gorszy od najszybszego na trasie Al-Attiyaha.

W kółko powtarzam, jak mantrę, że to jest Dakar i tutaj wszystko może się zdarzyć aż do samej mety. Dziś kłopoty techniczne dopadły Yazeeda, którego trzecia pozycja wydawała się niezagrożona. Pamiętajmy, że samochody przejechały już kilka tysięcy kilometrów szaleńczym tempem po ekstremalnych bezdrożach, więc teraz to w zasadzie ruletka, czy coś się popsuje, czy nie - powiedział na mecie Hołowczyc.

Saudyjczyk był rewelacją tej edycji, jechał, a raczej frunął, swoją Toyotą. Być może zbyt agresywnie, być może to był zwykły pech, a popsuł się jakiś błahy element.

Startując do odcinka wiedzieliśmy, że ma poważne kłopoty i jaka otwiera się przed nami szansa. Jechaliśmy spokojnym tempem, koncentrując się na uniknięciu błędów. Pomimo tego złapaliśmy kapcia - stąd ta odległa pozycja, bo różnice w czołówce były minimalne na dość łatwym i krótkim etapie. Przed nami jeszcze dwa dni rywalizacji. Jest realna szansa na podium, ale nie ekscytujemy się tym nadmiernie. Musimy zachować spokój i opanowanie aż do mety w Buenos Aires - podkreślił olsztynianin.

Hołowczyc jest w komfortowej sytuacji, gdyż czwarty w "generalce" Holender Erik Van Loon ma do niego prawie półtorej godziny straty.

Lider Al-Attiyah bardzo współczuł Saudyjczykowi. On jest pojętnym uczniem i za rok wróci jeszcze mocniejszy. Od środy miał kłopoty z silnikiem. Należy bardzo uważać na wszystko, aż do chwili, gdy staniesz na podium. Dakar kończy się dopiero wtedy - powiedział Katarczyk.

W czwartek uczestnicy rajdu ścigali się na dwóch oddzielnych trasach. Motocykliści i quadowcy kontynuowali swój etap maratoński, mając długi, 357-kilometrowy odcinek specjalny. Rafał Sonik był szósty, ale utrzymał pozycję lidera.

(j.)