Kolejny polski sukces w tegorocznym Rajdzie Dakar! Krzysztof Hołowczyc wraz z francuskim pilotem Xavierem Panserim zajęli trzecie miejsce wśród kierowców samochodów.

Rajd w tej kategorii zwyciężył po raz drugi w karierze Katarczyk Nasser al-Attiyah przed reprezentantem RPA Ginielem de Villiersem.

Ostatni, trzynasty etap z Rosario do stolicy Argentyny Buenos Aires miał 393 km. Z uwagi na silne opady deszczu odcinek specjalny skrócono o ponad sto kilometrów, do zaledwie 34.

Hołowczyc, z mieszkającym od kilku lat w Warszawie Panserim, jechali bardzo rozważnie, podobnie jak cała czołówka. Już piątkowy odcinek był "etapem przyjaźni". Olsztynianin wierzył, że stolica Argentyny będzie dla niego ponownie szczęśliwa.

Siedem lat temu afrykański rajd został odwołany z powodu zagrożenia atakami terrorystycznymi na terenie Mauretanii, a w 2009 r. przeniesiony do Ameryki Południowej. W tym roku Hołowczyc wystartował w tej imprezie po raz dziesiąty.

W 2009 również zaczynaliśmy w stolicy Argentyny i była to udana dla mnie impreza, gdyż uplasowałem się na piątej pozycji. Powtórzyłem ją dwa lata później, a w styczniu 2014 roku zająłem szóstą pozycję - wspomniał 52-letni olsztynianin.

Lecąc w grudniu do Ameryki Południowej powiedział PAP: Od lat mam jedno stałe marzenie - stanąć na podium. Środkowe miejsce byłoby najlepsze, ale nie pogardzę i tym z prawej, i tym z lewej strony. W rajdzie, tak jak w życiu, ważne jest też szczęście. Chciałbym, aby mi towarzyszyło na całej trasie, żebym nie miał żadnych przygód.

Tym razem obyło się bez większych przygód i wypadków. Najpoważniejszy miał w styczniu 2013 roku, kiedy to z połamanymi żebrami i urazem kręgosłupa trafił do szpitala po wypadku na trasie trzeciego etapu. Po rehabilitacji wrócił do rywalizacji i w listopadzie zdobył Puchar Świata w cross country - najwyższe trofeum w tej dyscyplinie sportu samochodowego.