"Strasznie nie lubię takiej pogody, gdyby choć przez chwilę było trochę cienia, trochę więcej chmur na niebie. Wówczas na pewno byłbym w ósemce. Na początku było jeszcze znośnie, ale potem słońce strasznie przyparzyło" - stwierdził po wbiegnięciu na metę olimpijskiego maratonu Henryk Szost, który zajął wysokie, dziewiąte miejsce i był najszybszy wśród Europejczyków. "Strasznie zależało mi, żeby być w tej dziesiątce. Udało się. Przed startem miałem cichą nadzieję na taki właśnie wynik" - dodał 30-letni sportowiec.

Setki tysięcy kibiców oglądało maraton, który był ostatnią konkurencją lekkoatletyczną rozegraną podczas igrzysk w Londynie. Trasa biegu wiodła ulicami centrum i historycznej części stolicy Wielkiej Brytanii. Sportowcy mijali m.in. Big Ben, Pałac Buckingham, Trafalgar Square i Katedrę Westminsterską. Efektowna i bardzo malownicza trasa była niezwykle męcząca dla sportowców. Dużo zakrętów, momentami bruk, nie sprzyjało to szybkiemu biegowi - stwierdził po ukończeniu biegu Henryk Szost. Wrzawa na ulicach była ogromna, czasami nawet to trochę dekoncentrowało, ale to też było miłe - przyznał.

Szost, dla którego londyńskie igrzyska były już drugą tego typu imprezą w karierze (w 2008 roku w Pekinie był 34.) cały czas trzymał kontakt z kilkudziesięcioosobową czołówką. W drugiej części biegu z 18. pozycji systematycznie poprawiał się, mijając kolejnych rywali. W końcówce pilnował miejsca w pierwszej dziesiątce. Ostatecznie z czasem 2:12.28 zajął dziewiątą lokatę, najwyższą spośród europejskich zawodników. Wygrał Stephen Kiprotich z Ugandy (2:08.01) przed Kenijczykami - Abelem Kirui (2:08.27) i Wilsonem Kipsangiem Kiprotichem (2:09.37).

Chyba tylko moja mocna psychika pozwoliła na to, że dotrwałem do końca - podsumował Polak. Dałem radę jeszcze sprężyć się w końcówce i dogoniłem grupę, ale to też mnie kosztowało trochę sił - dodał.