"Miałem w dłoniach złoty medal Tomka Majewskiego, ale nie przymierzałem, bo ponoć to przynosi pecha. Ale ja nie pogniewam się i na srebro" - przyznał Piotr Małachowski, który we wtorek wystąpi w Londynie w finale rzutu dyskiem. "Przyjmę ten krążek z pokorą i będę miał co poprawiać za kolejne cztery lata" - dodał.

Do finału kwalifikowało się 12 najlepszych zawodników lub wszyscy, którzy rzucą powyżej 65 metrów. Minimum osiągnęło tylko sześciu, w tym dwukrotny mistrz świata Niemiec Robert Harting (66,22). Lepszy od niego był tylko mistrz olimpijski z Pekinu Estończyk Gerd Kanter - 66,39.Organizatorzy patrzą na średnią wyników i ustalają minimum. Na mistrzostwach Europy w Helsinkach było przesadzone, bo aż 66 metrów. Wszyscy "czają się" w finale na Hartinga. On jest najmocniejszy ze wszystkich. Jeśli Kanter lub Irańczyk Ehsan Hadadi mu nie zagrożą w pierwszych próbach, to ja będę musiał to zrobić - przyznał Małachowski mistrz Europy 2010 z Barcelony.

Utytułowany lekkoatleta ma już plan na decydującą rozgrywkę. Wyśpię się i dobrze zjem, będę szybszy i silniejszy niż dziś - zdradził.

Do finału rzutu dyskiem nie zakwalifikowali się dwaj koledzy Małachowskiego z kadry - Przemysław Czajkowski (AZS AWF Biała Podlaska) i Robert Urbanek (MKLA Łęczyca). Nie udało mi się opanować nerwów. Na rozgrzewce było jeszcze dobrze, ale później stres nie pozwolił mi na zbyt dobre rezultaty. Szkoda, że nie wyszło akurat na igrzyskach, na najważniejszej imprezie - skomentował Urbanek.