Komitet olimpijski w Londynie bada kłopotliwy przypadek złamania regulaminu igrzysk. Chodzi o darmowe prezerwatywy, z których korzystać mogą sportowcy. Ze specjalnych pojemników w wiosce olimpijskiej można pobrać kondomy wyprodukowane przez firmę, która nie jest ich autoryzowanym dostawcą.

We wiosce olimpijskiej pojawiły się darmowe australijskie prezerwatywy. Jednak autoryzowanym dostawcą tych artykułów jest brytyjska firma Durex, a nie wytwórca z Antypodów, który na swoim produkcie umieszcza logo boksującego kangurka. Takiej rywalizacji poza bieżnią komitet olimpijski nie chce zaakceptować. Dlatego już wszczęto w tej sprawie wszczęto dochodzenie.

Sportowcom mieszkającym w londyńskiej wiosce olimpijskiej zapewniono w tym roku 150 tysięcy prezerwatyw - to średnio po 15 sztuk na każdego sportowca. Mogą je oni pobierać bezpłatnie, ze specjalnych pojemników wraz z broszurami, które informują o konieczności zachowania higieny seksualnej. Organizatorzy, którzy skrupulatnie stoją na straży interesów sponsorów, wypowiedzieli wojnę kontyngentowi nieautoryzowanych prezerwatyw. Ich zdaniem, antykoncepcja w wiosce olimpijskiej musi mieścić się w komercyjnej koncepcji całych igrzysk.

Igrzyska w Londynie to nie pierwsza tego typu impreza, na której sportowcy mogą pobierać darmowe prezerwatywy. Po raz pierwszy mieli taką możliwość podczas igrzysk w Barcelonie w 1992 roku. 12 lat temu w Sydney kondomów zabrakło i organizatorzy musieli dokupić dodatkowe 20 tys. sztuk.