Donald Tusk odpowiada moralnie i politycznie za katastrofę smoleńską. W normalnie funkcjonującej demokracji już by go nie było w polityce - mówi Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla Onet.pl. Podkreśla, że to własna partia powinna skłonić rząd Tuska do dymisji: Ekipa Tuska powinna zostać wymieniona, a jego koledzy z PO powinni mu powiedzieć: "Przepraszamy cię bardzo, ale jesteś obciążeniem i powinieneś odejść".

Chciałbym, żebyśmy mieli taką odpowiedzialność w demokracji jak w USA, gdzie gdy złapano żonatego polityka z inną kobietą, to politycznie było już po nim. Nie ma demokracji bez odpowiedzialności - dodaje szef PiS. Zapytany jednak, czy gabinet Donalda Tuska powinien podać się do dymisji natychmiast po katastrofie, odpowiada: Nie natychmiast, ale po załatwieniu kilku niezbędnych rzeczy, jego własna partia powinna zmusić rząd Tuska do dymisji. Na pytanie, dlaczego po 10 kwietnia lub w trakcie wyborów prezydenckich PiS nie wzywał rządu do ustąpienia i dlaczego wtedy nie pojawiały się słowa o zdradzie, hańbie, zaprzaństwie, Kaczyński twierdzi: Wtedy nie wszystko wiedzieliśmy. Ja po 10 kwietnia byłem w takim stanie, że nie myślałem o tym. Przyznaje też, że w miesiącach po katastrofie grupa polityków, których już nie ma w PiS, a która wtedy przejęła sztab w partii, uznała, że tego nie należy robić i ja się do tego błędu przychyliłem.

"Gdyby nie małostkowość Komorowskiego, kilka osób by żyło"

W wywiadzie szef PiS obarcza Bronisława Komorowskiego odpowiedzialnością za śmierć w katastrofie smoleńskiej kilku osób. Przypomnę, że przed katastrofą smoleńską poprosiliśmy marszałka Komorowskiego, żeby nie skracał posiedzenia Sejmu, tylko żeby przeniósł głosowanie na wieczór dnia poprzedniego, by pewna grupa naszych posłów mogła pojechać na uroczystości do Katynia pociągiem. Komorowski odmówił. Nie dał żadnej odpowiedzi i głosowanie się odbyło. W związku z tym trzy osoby poleciały samolotem do Smoleńska i dzisiaj nie żyją. Gdyby marszałek Komorowski nie był taki małostkowy - bo marszałkowanie Komorowskiego było strasznie małostkowe, w czym Schetyna szczęśliwie jest od niego dużo lepszy - to te trzy osoby by dzisiaj żyły. Co najmniej trzy - mówi Jarosław Kaczyński i wymienia nazwiska Grażyny Gęsickiej, Aleksandry Natalli-Świat i Stanisława Zająca.

Nie twierdzę, że Komorowski działał intencjonalnie, ale jego małostkowość i chorobliwie wrogie zachowanie względem PiS skończyło się w ten sposób. Mogłem w trakcie kampanii o tym mówić, bo mamy na to dowody, dokumenty, ale nie zrobiłem tego. Nie robiłem też tego po kampanii, a odniosłem się do tej sprawy teraz, żeby pokazać, że dla PO skraca się posiedzenie Sejmu, a dla uczczenia 70. rocznicy mordu katyńskiego nie. Nie wiem, czy to by coś zmieniło, czy to by polepszyło wynik wyborów - pewnie to by pogorszyło mój wynik, ale społeczeństwo powinno wiedzieć, kogo wybiera na prezydenta. O takim człowieku powinno się mieć pełną wiedzę. Demokracja to system, w którym każdy ma pełną, taką samą wiedzę, by najlepiej wybrać. Donald Tusk dwa tygodnie przed wyborami znał zapisy z wieży na lotnisku w Smoleńsku, ale nie pokazał ich Polakom, bo chciał wygrać wybory prezydenckie - dodaje Kaczyński.

Zapytany, czy gdyby w kampanii prezydenckiej był w lepszej kondycji, powiedziałby więcej o Komorowskim, odpowiada krótko: Na pewno tak, ale nie chcę już tego kontynuować.

Szef PiS odnosi się także do swojej wypowiedzi o tym, że Bronisław Komorowski został wybrany prezydentem przez nieporozumienie. Powiedziałem tylko tyle, że Komorowski jest przedstawicielem skrajnie lewego skrzydła PO i wiele osób o tym nie wiedziało, więc te osoby, które wybierały go z pozycji konserwatywnej, były w błędzie. Polacy nie mieli pełni wiedzy, a to podstawa demokracji. Z tego jasno wynika, że Komorowski został przez osoby o poglądach konserwatywnych wybrany przez nieporozumienie. Tylko to miałem na myśli. (…) Nie rozumiem, dlaczego moja wypowiedź ma być uważana za skandaliczną. Z nas dwóch politykiem bardziej konserwatywnym jestem ja, a nie on.

"Żałuję, że w kampanii nie eksponowałem sprawy Smoleńska"

Zapytany o radykalną zmianę wizerunku po kampanii prezydenckiej, Jarosław Kaczyński odpowiada: W kampanii wyborczej mówiłem dokładnie to samo, co mówię dzisiaj, tylko teraz zwracam więcej uwagi na sprawę smoleńską. Dziś uważam, że błędem było posłuchanie moich ówczesnych doradców, których nie ma już w moim otoczeniu, że w kampanii nie należy eksponować sprawy tragedii smoleńskiej. Dzisiaj tego bardzo żałuję. Wszyscy, którzy byli wtedy w moim otoczeniu, słyszeli, jak mówiłem, że niezależnie od wyniku wyborów prezydenckich 4 lipca wieczorem już tę sprawę poruszę, bo sprawa smoleńska jest bardzo ważna dla mnie osobiście i bardzo ważna dla Polski - dla jej statusu i godności. Trudno było nam utrzymać pokój, gdy PO rozpoczęła wojnę. W momencie przełomowym PiS prosił PO, żeby przerwać tę wyniszczającą wojnę polsko-polską, ale nasza propozycja została odrzucona. W kampanii wyborczej wielokrotnie atakowano mnie personalnie. Proszę chociażby przypomnieć sobie, co o mnie mówił Donald Tusk na konwencji PO 26 czerwca, na tydzień przed drugą turą wyborów. A agresywnymi wypowiedziami członków komitetu honorowego Bronisława Komorowskiego wobec mojej osoby, np. "charyzmę zbyt często mają psychopaci, więc brońmy Bronka naszego normalnego", był zbulwersowany także świat mediów. My, mimo że mieliśmy wiele powodów, by atakować Komorowskiego, to nigdy tego nie zrobiliśmy. PiS i PO mają radykalnie odmienne wizje Polski, ale to nie znaczy, że musi dochodzić do stosunków wojennych. PO dokonała takiego, a nie innego wyboru. To w PO był atakujący nas i śp. Lecha Kaczyńskiego Palikot czy bliski im wtedy Kutz. Wciąż atakuje nas ordynarnie Niesiołowski i cała masa innych polityków. Nawet kiedy Donald Tusk z mównicy sejmowej ma się ustosunkować do raportu MAK, to zamiast tego atakuje PiS. Wola pokoju musi być wolą dwóch stron, a nie tylko jednej - PiS.

Szef PiS podkreśla też, że nie ma zasadniczej różnicy między nim z czasów kampanii prezydenckiej a dzisiaj. Mówiłem to samo. Przecież ja już w kampanii mówiłem o chłopcach, którzy bawili się zapałkami i podpalili dom, mając oczywiście na myśli Tuska i jego towarzystwo. Wtedy nie dopowiadałem, a po kampanii dopowiedziałem do końca - zauważa.

Za niesprawiedliwe uważa jednak stwierdzenie, że PiS jest partią jednego tematu: Jest całkowitą nieprawdą mówienie, że PiS jest zafiksowane tylko na jednej sprawie. W ciągu tego czasu złożyliśmy 65 ustaw dotyczących całego spektrum spraw - od gospodarczych przez służbę zdrowia do spraw społecznych. Sprawa smoleńska jest niezwykle ważna i należy się nią zajmować, bo dotyczy także diagnozy stanu państwa, ale nie jest to jedyna sprawa, którą się zajmujemy. Domaganie się ode mnie, żebym nie uczestniczył w comiesięcznych spotkaniach pod Pałacem Prezydenckim jest co najmniej niestosowne. Przecież zginął mój brat bliźniak. Wyjaśnienie przyczyn katastrofy smoleńskiej to także kwestia lojalności względem moich bliskich. Ci, którzy żądają, żebym nie zajmował się tym tematem, nie brał udziału w comiesięcznych spotkaniach i zarzucają mi, że zajmuję się tylko sprawą smoleńską, są z jakiegoś odległego plemienia.

"Prezydentura Komorowskiego? Natężenie gaf i beznadziejne projekty"

Zapytany o ocenę prezydentury Bronisława Komorowskiego, Jarosław Kaczyński odpowiada: Natężenie gaf i angażowanie się w beznadzieje projekty jak ocieplenie stosunków z Rosją - które w obecnym wydaniu jest beznadziejne i szkodliwe dla Polski - składa się na ocenę wyraźnie negatywną.

Podkreśla też, że nie zamierza więcej uczestniczyć w pracach Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Po uczestnictwie w spotkaniach RBN organizowanych przez Komorowskiego zobaczyłem, jak mało z tych spotkań wynika. Generał Wojciech Jaruzelski jako doradca ds. stosunków polsko-rosyjskich to nie mój pomysł na politykę - twierdzi.

Onet.pl