Pocztą trafi do Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie zawiadomienie pełnomocnika rodzin części ofiar katastrofy smoleńskiej o cięciu na mniejsze części wraku prezydenckiego tupolewa. Według mecenasa Rafała Rogalskiego, to "niszczenie dowodów" przez Rosjan.

W doniesieniu pełnomocnik m.in. Jarosława Kaczyńskiego zarzuca stronie rosyjskiej utrudnianie śledztwa przez zacieranie śladów przestępstwa.

Prowadząca śledztwo ws. katastrofy Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie nie chce się wypowiadać o zawiadomieniu, dopóki ono do niej nie dotrze. Zostanie zbadane i ocenione, tak jak każde zawiadomienie, jakie otrzymujemy - poinformował jeden z prokuratorów z tej jednostki.

Gdy wiceszef Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK) Oleg Jermołow informował o zakończeniu prac przez MAK, przyznał, że niektóre większe fragmenty maszyny były pocięte na mniejsze części, by można było ułożyć je w tzw. obrysie samolotu i ułatwić przenoszenie ciężkim sprzętem. Zapewniał, że nie było celowego niszczenia wraku.

To nie przekonało jednak części rodzin ofiar. Po takiej katastrofie w cywilizowanych krajach każda śrubka jest zbierana, by później można było przeprowadzić badania i rekonstrukcję samolotu - mówił "Rzeczpospolitej" mecenas Rogalski. Jego zdaniem, w ten sposób dopuszczono do bezpowrotnej utraty niektórych dowodów. W doniesieniu do prokuratury zwrócił się więc o powołanie biegłych, aby ustalili, jakie zniszczenia wraku powstały po katastrofie i jak to rzutuje na badanie szczątków maszyny. Chce też przesłuchania Rosjan, którzy uczestniczyli w przenoszeniu i układaniu "obrysu" tupolewa.

Nie wiadomo, kiedy szczątki polskiego samolotu oraz będące w dyspozycji rosyjskiej oryginały jego "czarnych skrzynek" zostaną przekazane polskiej prokuraturze. Na razie, po zakończeniu prac MAK, dostęp do nich uzyska prokuratura rosyjska. Dopiero potem biegli powołani przez polską prokuraturę będą mogli je przebadać. Otwarta pozostaje też kwestia techniczna - jak przetransportować wrak do Polski.