"Zespół parlamentarny ds. katastrofy smoleńskiej przedstawia błędną interpretację zapisu rejestratora parametrów lotu tupolewa.Ta interpretacja służy do uzasadnienia teorii katastrofy, które nie mają podstaw w materiale dowodowym" - stwierdził na konferencji prasowej Maciej Lasek, szef rządowego zespołu ds. wyjaśniania okoliczności katastrofy 10 kwietnia. "Eksperci Laska robią wodę z mózgu opinii publicznej" - odpowiedział na te zarzuty Antoni Macierewicz. Dodał, że współpracujący z kierowanym przez niego zespołem naukowcy przygotują pisemną odpowiedź na te oskarżenia.

Rządowy zespół ds. tragedii smoleńskiej skupił się na dzisiejszej konferencji przede wszystkim na danych z rejestratorów rozmów oraz parametrów lotu tupolewa. Najwięcej czasu ekspertom zajęło wyjaśnienie kontrowersji wokół wyprodukowanego i odczytanego w Polsce rejestratora ATM QAR. Ekspertyza producenta urządzenia mówi, że do momentu zderzenia z brzozą nie zarejestrowano sygnału o niesprawności jakiegokolwiek systemu lub urządzenia samolotu.

Ekspertyzy wyraźnie pokazują korelację, wręcz zgodność między rejestratorem rozmów a rejestratorem parametrów lotu. Jest bardzo dużo parametrów, które występują w jednym i w drugim urządzeniu - przekonywał członek zespołu i specjalista od odczytywania danych Piotr Lipiec. Podkreślił, że analizy potwierdzają m.in. częstotliwość pracy silników, która jest niepowtarzalna dla każdego lotu. Mamy pełną zgodność wszystkich zapisów w obiektywnych źródłach informacji, które były na pokładzie tego samolotu - tłumaczył.

Inny członek zespołu, Edward Łojek odniósł się też do stwierdzenia ekspertów Macierewicza, według których do momentu eksplozji samolot nie znalazł się niżej niż 20 metrów aż do momentu wybuchu. Stwierdził, że taka teza nie wytrzymuje konfrontacji z ekspertyzą ATM. Przypomniał, że Tu-154M zszedł poniżej 20 metrów nad poziomem lotniska ok. 1,6 km od progu pasa startowego, a potem przez moment znajdował się nawet trzy metry poniżej poziomu lotniska. Subiektywne wybieranie informacji z ekspertyzy prowadzi do nieprawdziwych wniosków - podkreślił Łojek. Zarzucił też zespołowi parlamentarnemu swobodną interpretację danych o wibracji silników, która według nich również miałaby być efektem eksplozji . Dowodem na to, że do silnika wpadły gałęzie jest trajektoria lotu i zdjęcia przyciętych drzew - przekonywał. Ocenił też, że uwzględniając prędkość lotu i zasysanie powietrza przez silnik, nieprawdopodobne jest twierdzenie, że pęd powietrza odrzucił te elementy poza obręb wlotu powietrza.

Rządowi eksperci skomentowali też wątpliwości dotyczące rzekomego sfałszowania zapisu rejestratorów głosu z TU-154M. Piotr Lipiec przypomniał, że oryginalne nagranie z taśmy magnetycznej rejestratora było wiele razy kopiowane w Moskwie przez przedstawicieli polskich instytucji - kopia Instytutu Ekspertyz Sądowych (pracował dla prokuratury) miała 38 minut i 13,6 sekundy, zaś Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego (dla komisji Millera) - 38 minut i 14 sekund. Szef zespołu Maciej Lasek stwierdził, że nie chce odnosić się do nieznanej mu ekspertyzy sporządzonej przez FSB, która miałaby dopuszczać możliwość manipulacji.

"Karygodne postępowanie zespołu Laska"

Szef parlamentarnego zespołu ds. katastrofy Antoni Macierewicz stwierdził, że rządowi eksperci kolejny raz koncentrowali się na próbie udowodnienia winy polskich polityków. To rzecz nieodpowiedzialna, karygodna - grzmiał. Dodał, że Lasek i jego współpracownicy opierają się przede wszystkim na zapisach danych z rosyjskich czarnych skrzynek, które - jego zdaniem - mogły być zmanipulowane. Są przynajmniej cztery główne wersje zapisów czarnych skrzynek. Wbrew temu co mówi pan Lasek, Rosjanie dawali różnym instytucjom różne zapisy co długości i zawartości merytorycznej - tłumaczył. Profesor Kazimierz Nowaczyk razem ze współpracownikami przygotowują szerszą odpowiedź pisemną, która zostanie przekazana polskiej opinii publicznej, ale najpierw oczywiście przewodniczącemu Laskowi - dodał.

 (mn)