Od 17 lat Polskę i Rosję wiąże umowa w sprawie ruchu samolotów wojskowych i wspólnego wyjaśniania katastrof - pisze "Rzeczpospolita". Podpisany na 5 lat dokument, jest przedłużany automatycznie o kolejne 5 lat, ponieważ żadna ze stron go dotąd nie wypowiedziała. Ministrem Obrony w czasie ratyfikowania dokumentu był Jerzy Szmajdziński - jedna z ofiar katastrofy 10 kwietnia.

Umowa wyszczególnia m.in. informacje, przekazywane sobie nawzajem bezpłatnie, a związane z wykonywaniem lotów. Są to m.in. dane o lotniskach wojskowych, systemach nawigacyjnych i warunkach meteorologicznych. Jeden z jej punktów mówi o czynnościach podejmowanych przez obie strony w razie nieprzewidzianych zdarzeń, takich jak awarie, wypadki czy katastrofy.

Jak zauważa gazeta rząd milczy o umowie. Dlaczego? Służby zajmujące się sprawą podają sprzeczne wyjaśnienia. Płk Krzysztof Parulski, naczelny prokurator wojskowy, na pytanie "Rzeczpospolitej" nie był w stanie udzielić odpowiedzi, odesłał do rzecznika płk. Zbigniewa Rzepy. Według Rzepy umowa nie ma zastosowania do katastrofy smoleńskiej, gdyż jest to porozumienie wojskowe, a śledztwo prowadzą rosyjscy prokuratorzy cywilni.

Jeszcze innego zdania jest Mateusz Martyniuk, rzecznik prasowy Prokuratury Generalnej. Ta umowa nas nie obowiązuje - twierdzi. Z kolei członek Komisji ds. Badania Wypadków Lotniczych płk Zbigniew Drozdowski odsyła do MON. Resort nie udzielił jednak "Rzeczpospolitej" odpowiedzi.