Najwyższa Izba Kontroli, która po katastrofie smoleńskiej bada sposób organizacji lotów najważniejszych osób w państwie w latach 2005-10, uznała, że odpowiadał za nią Tomasz Arabski - informuje "Rzeczpospolita". Szef kancelarii premiera kwestionuje ustalenia NIK-u. Zgłosił 17 zastrzeżeń do protokołu. Skarży się, że 16 z nich zostało odrzuconych, a jedno zostało w części uwzględnione.

Według informacji gazety, już w pierwszej części liczącego 266 stron dokumentu kontrolerzy wskazali na personalną odpowiedzialność szefa KPRM Tomasza Arabskiego.

NIK powołuje się na "Porozumienie w sprawie wojskowego transportu lotniczego" z 2004 roku, którego sygnatariuszami są kancelarie: Sejmu, Senatu, premiera i prezydenta. Dokument powierza szefowi KPRM funkcję koordynatora lotów VIP-ów. Izba podkreśla, że ma on obowiązki dotyczące przygotowania takich wizyt również "w aspekcie bezpieczeństwa".

Arabski nie zgadza się z ustaleniami NIK-u. Argumentuje, że kontrolerzy bezpodstawnie wywodzą z niego nałożenie na szefa KPRM obowiązków "w zakresie organizacji wizyt zagranicznych najważniejszych osób w państwie, w tym w aspekcie bezpieczeństwa".

Szef KPRM wskazuje, że w protokole kontroli, Mariusz Błaszczak (szef kancelarii w latach 2005-07) i Jacek Kościelniak (sekretarz stanu w KPRM od stycznia do listopada 2007 roku), "zwracają uwagę na charakter "Porozumienia" jako dobrowolnej, dżentelmeńskiej umowy zawartej między szefami kancelarii i MON". Stwierdzają, że miało ono na celu skoordynowanie wykorzystania samolotów wojskowego specjalnego transportu lotniczego 36. SPLT, czyli unikania sytuacji nakładania się lotów - przekonuje.