Tajemniczy rosyjski generał, z którym kontrolerzy ze Smoleńska dziesiątego kwietnia konsultowali decyzje co do polskiego Tupolewa, nie był obecny na lotnisku Siewiernyj. Minister Jerzy Miller w Kontrwywiadzie RMF FM ocenił to jednoznacznie: kontrolerom lotów, tak jak pilotom, nie powinno się przeszkadzać.

O obecności tych rosyjskich "przeszkadzaczy" wiemy z nagrań, których źródło pochodzenia Jerzy Miller osnuwa mgłą tajemnicy. Prawda jest jak się zdaje dość banalna - zapis rozmów wieży Polacy dostali w Smoleńsku w pierwszych, gorączkowych godzinach tuż po katastrofie.

Oficjalnie przekazano je naszemu akredytowanemu, ale wśród jego ekspertów były osoby, które równocześnie były też w komisji Millera, i to one - nie do końca formalnie - dostarczyły je również zespołowi rządowemu. Paradoksalnie obraz tego, co działo się w wieży ma wiele wspólnego z obrazem wydarzeń w kokpicie tupolewa. Osoba, na której ciąży największa odpowiedzialność, czyli kontroler sprowadzający nasz samolot na ziemię, sugeruje przełożonym, że odeśle maszynę na zapasowe lotnisko.

Ci - jak się zdaje - robią wszystko by decyzje o odejściu przerzucić na barki pilotów, mówią doprowadzamy do stu metrów, sto metrów i koniec rozmowy. W tle i telefonie pojawia się tajemniczy generał, który także naciska na załogę wieży - a konsekwencją tego jest brak zakazu lądowania, a potem spóźniona reakcja kontrolera w kluczowych dla katastrofy sekundach lotu.