Raport polskiej komisji ws. okoliczności katastrofy smoleńskiej jest surowszy niż rosyjski wobec polskich pilotów i ich przełożonych - pisze w rosyjski dziennik "Kommiersant". Po publikacji dokumentu do dymisji podał się minister obrony Bogdan Klich. Rezygnację przyjął premier Donald Tusk. Na jego miejsce szef rządu zaproponował Tomasza Siemoniaka, obecnego wiceministra MSWiA.

W raporcie nie podano nazwisk konkretnych winnych, ale wymieniono dziesiątki czynników, które doprowadziły do katastrofy. Większość z nich dotyczy kwalifikacji polskich pilotów i ich przełożonych, wobec których raport okazał się nawet surowszy niż analogiczny raport rosyjski - czytamy w "Kommiersancie".

Dziennik podkreśla, że najwięcej słów krytyki polscy eksperci poświęcili systemowi przygotowania lotników 36. specjalnego pułku, "szkolonych według przestarzałych programów, w których nie przewidziano współpracy człowieka ze współczesnymi systemami ostrzegania o niebezpieczeństwie zbliżania się do gruntu (TAWS) i innymi samolotami (TCAS). W rezultacie podczas rzeczywistych lotów, jak ustalili eksperci, piloci po prostu ignorowali sygnały tych systemów".

W bardzo obszernym artykule, szczegółowo relacjonującym ustalenia polskiej komisji, gazeta zwraca też uwagę, że loty treningowe wykonywano w 36. pułku "tyko sporadycznie", a do lotów prezydenckich dopuszczano pilotów "niemających nawet minimalnego doświadczenia lotniczego".

Dziennik pisze, że zdaniem autorów polskiego raportu na przygotowanie lotu 10 kwietnia 2010 r. rzutowały "problemy o charakterze systemowym" - np. skład załogi został zatwierdzony raptem dzień wcześniej, dowódca statku powietrznego nie uznał za potrzebne poinformować podwładnych o planie lotu, a załoga miała schemat podchodzenia do lądowania na lotnisku Siewiernyj sprzed roku.

Ciekawe, że polscy eksperci zwrócili szczególną uwagę na aspekt nieporuszony wcześniej przez ich rosyjskich kolegów - pisze "Kommiersant", odnosząc się do braku na pokładzie "lidera", który pomógłby załodze zaznajomić się ze specyfiką lądowania na tym konkretnym lotnisku.

Gazeta pisze, że "z powodu pośpiechu, nerwowości i niskich kwalifikacji piloci ustawili niewłaściwy tryb pracy systemu TAWS oraz nie ustawili na barometrycznym wysokościomierzu dowódcy ciśnienia atmosferycznego". Nerwowość wynikała zaś z obecności w kabinie dowódcy sił powietrznych Polski i szefów służby protokołu dyplomatycznego, którzy dawali do zrozumienia, że odejście na zapasowe lotnisko jest niepożądane - dodaje dziennik.

"Kommiersant" wspomina, że według polskiej komisji katastrofie sprzyjał stan lotniska, np. utrudniające lądowanie drzewa rosnące przed pasem startowym. "Oprócz tego strona polska miała też pretensje do samego kontrolera, który informował załogę Tu-154, że znajduje się na ścieżce schodzenia" - czytamy.

Gazeta pisze też, że według premiera Donald Tuska raport "może stać się podstawą dobrych stosunków między Rosją i Polską", gdyż dobre stosunki musza opierać się na prawdzie