"Tezy dotyczące zamachu w Smoleńsku powinny być także przedmiotem konferencji o katastrofie smoleńskiej. Efekty debaty mogą być nieprzyjemne dla rządzących" - mówi Jarosław Kaczyński pytany o spotkanie ekspertów i naukowców organizowane przez prof. Michała Kleibera.

W sierpniu prezes PAN wezwał do eksperckiej debaty ws. przyczyn katastrofy dwa zespoły - parlamentarny kierowany przez Antoniego Macierewicza i działający przy kancelarii premiera, któremu szefuje Maciej Lasek. We wtorek prof. Kleiber wydał oświadczenie, w którym skomentował - jak to nazwał - fałszywe interpretacje tego pomysłu. "Moją intencją było przeprowadzenie konferencji zgodnie z najwyższymi standardami obowiązującymi w dyskursie naukowym, w tym kwalifikowanie referatów konferencyjnych przez najbardziej kompetentnych krajowych specjalistów" - napisał. 

Znam wywiady pana profesora i prezesa PAN, w których on bardzo wyraźnie mówił, że wszystkie tezy, także te odnoszące się do zamachu, mogą być poważnie rozpatrywane. Rozumiem, że tu chodzi o jakieś jeszcze inne tezy, bo przecież nie posądzam kogoś tej pozycji, żeby gwałtownie zmieniał zdania, bo byłoby to z jego punktu widzenia chyba nie najlepsze - powiedział Jarosław Kaczyński. Jak podkreślił, jeżeli ktoś stawia "tezy szalone", jak np. to, że Tu-154M w ogóle nie uległ katastrofie, to tego rodzaju tezy nie powinny być rozważane. Natomiast te wszystkie, które są związane z działalnością zespołu Antoniego Macierewicza, z domniemaniem wybuchu, a jeśli wybuchu, to także z domniemaniem zamachu, to te tezy powinny być rozważane, bo one nie są szalone, tylko tu są bardzo poważne przesłanki - podkreślił prezes PiS. Jak dodał, wtedy ta dyskusja miałaby sens, a "z całą pewnością byłaby bardzo potrzebna".

Na początku tego tygodnia prezes PAN sugerował, że debata ws. katastrofy smoleńskiej mogłaby się odbyć za kilka miesięcy. Najwcześniej na przełomie roku. 

Eksperci zabierają głos

Ponad tydzień temu, po publikacji "Gazety Wyborczej", prokuratura wojskowa ujawniła trzy protokoły z przesłuchań ekspertów zespołu parlamentarnego ds. katastrofy smoleńskiej. Śledczy poinformowali też, że publikowane wcześniej w mediach fragmenty nie były udostępnione przez prokuratorów.

Ujawnione dokumenty powstały 9, 10 maja i 28 czerwca tego roku. Łącznie zajmują 24 strony. Prokuratura nie podała danych świadków; wiadomo, że było to trzech profesorów. Przesłuchania odbyły się w obecności pełnomocnika stron postępowania lub pełnomocnika świadka. Protokoły, sporządzone w toku tych czynności, zostały włączone do akt śledztwa, do których nieograniczony wgląd mają wszystkie strony postępowania, w tym pokrzywdzeni oraz ich pełnomocnicy procesowi - informowali śledczy.

Świadek zeznający 9 maja pytany o doświadczenie w badaniu katastrof lotniczych odpowiedział m.in., że nie uczestniczył w pracach badawczych dotyczących takich katastrof, ale prowadził "badania laboratoryjne podstaw mechaniki prętów cienkościennych i wytrzymałości materiałowej". "W tym obszarze czuję się bardzo dobrze" - zeznawał. "Już od kilkuletniego chłopca interesowałem się bardzo lotnictwem, modelarstwem lotniczym, nawet zdarzało się, że na święto lotnictwa siedziałem w samolocie bojowym w Białej Podlaskiej" - dodawał. Z kolei, jak mówił, "jeżeli chodzi o materiały wybuchowe i skutki ich użycia, to zeznaję, że byłem w wojsku, gdzie miałem do czynienia na przykład z bronią strzelecką, granatami czy środkami strzeleckimi przeciwpancernymi". "Dodatkowo, jako dziecko oglądałem wybuchające stodoły w czasie pożarów po wojnie" - czytamy. Osoba ta powtórzyła, że "wszystko wskazuje na to", iż przyczyną katastrofy była "wielopunktowa, dobrze przygotowana eksplozja". "Na zadane pytanie, co należy zrobić, aby ustalić liczbę wybuchów, ich lokalizację, ilość i rodzaj materiału wybuchowego świadek zeznaje: nie wiem tego, nie jest to moją rolą jako inżyniera budowlanego" - napisano w protokole.

"Były co najmniej dwa wybuchy"

Kolejny ze świadków przesłuchanych przez wojskowych prokuratorów zeznawał 10 maja. Rozmawiał z wojskowymi najdłużej - blisko cztery godziny. Podkreślił m.in., że "w odległości kilkuset metrów od wrakowiska, patrząc w kierunku przeciwnym do kierunku lotu, na dachach baraków czy warsztatów, znaleziono fragmenty konstrukcji tego samolotu". "Wtedy nabrałem przekonania, że samolot rozpadł się w powietrzu" - dodał.

"Przypuszczam, że doszło do dwóch wybuchów, w dwóch skrajnych częściach kadłuba, to jest z tyłu i z przodu. Początkowo były to wybuchy skondensowane, czyli miejscowe, a następnie wybuch przestrzenny, po czym implozja. Na skutek tego wybuchu przestrzennego nastąpiła implozja" - mówił świadek. "Jeśli chodzi o materiał wybuchowy, to nie mam ugruntowanych przypuszczeń na ten temat, ale chcę zwrócić uwagę, że w samolocie są dwie gaśnice, jedna w pobliżu kabiny załogi, a druga na końcu kadłuba. Taka gaśnica jest idealnym miejscem do umieszczenia ładunku wybuchowego. Wybuch nastąpił nad ziemią, prawdopodobnie na wysokości około 50-100 metrów nad ziemią. Twierdzę, że samolot nie miał z brzozą kontaktu" - zaznaczył.

Ostatni ze świadków, przesłuchany został 28 czerwca. Zeznawał najkrócej - protokół liczy pięć stron. Przesłuchanie nie dotyczyło bezpośrednio wyników badań prowadzonych przez niego, tylko metodologii i możliwości przekazania śledczym materiałów z badań. Świadek pytany był m.in., czy jest gotów udostępnić wszystkie materiały będące w jego dyspozycji. "Ponieważ pracę wykonywała grupa moich doktorów, nie mam dostępu do wszystkich obliczeń, nie wszystkie były dla mnie wartościowe. W swoich prezentacjach mam najbardziej reprezentacyjne przykłady i każdy może sobie ściągnąć je ze strony internetowej. Nie wiem jak jeszcze mógłbym je przekazać" - odpowiedział.