Wina rosyjskich kontrolerów lotu w Smoleńsku byłaby katastrofą dla stosunków polsko-rosyjskich - ocenia szef komisji spraw zagranicznych rosyjskiej Dumy Państwowej. Konstantin Kosaczow twierdzi, że w wyjaśnianiu przyczyn wypadku prezydenckiego tupolewa wciąż bardzo silne są emocje.

Rosyjski deputowany ma świadomość, że ostatnie przyjazne gesty z obu stron, to dopiero początek, po ciężkim okresie chłodu na linii Warszawa-Moskwa. Zdaje sobie też sprawę z tego, że są Polacy, którzy nie wierzą w dobre intencje rosyjskich władz. Co więcej - pojawiają się tezy, że za katastrofą mogą stać Rosjanie. Z przerażeniem przedstawiam sobie sytuację, że winni tej katastrofie mogliby być rosyjscy kontrolerzy lotów. Boję się, że wtedy nikt nie powstrzymałby polskich elit przed momentalnym obwinieniem Rosji, jako państwa za to co się zdarzyło - mówił Kosaczow reporterowi RMF FM. 

Dodał, że na razie jednak górę bierze - jak to ujął - fala wzajemnej sympatii. Podkreślał, że delegacja rosyjska przyjechała na spotkanie do Warszawy, by padł mur braku zaufania między Polską a Rosją. Cytował w swoim wystąpieniu zarówno słowa marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego w Moskwie, w których dziękował za pomoc Rosji po katastrofie smoleńskiej, jak i nagranie Jarosława Kaczyńskiego do Rosjan. Ocenił obie te wypowiedzi jako pozytywne i bliskie Rosjanom