Błąd Rosjanina kopiującego nagranie albo złe ustawienie automatu, na którym przegrywano taśmę z czarnej skrzynki prezydenckiego tupolewa - tak ekspert w rozmowie z naszym dziennikarzem Mariuszem Piekarskim wyjaśnia zagadkę brakujących 16 sekund nagrania rozmów z kokpitu. To właśnie po stwierdzeniu tej różnicy szef MSWiA Jerzy Miller 10 czerwca poleciał do Moskwy.

Jak zatem mogła się pojawić ta szesnastosekundowa dziura w nagraniu? Najprawdopodobniej urządzenie w moskiewskim Międzypaństwowym Komitecie Lotniczym, który bada przyczyny smoleńskiej katastrofy, za szybko przełączyło taśmę czarnej skrzynki na drugą stronę, uznając, że dochodzi już do końca. Moment przełączania - kiedy należy zmienić kierunek taśmy i odczytywać ją w drugą stronę na kolejnej czwórce głowic - jest określony w tym wypadku nie znacznikiem: "na taśmie", tylko wstawieniem takiego specjalnego urządzenia. I wystarczy to przekalibrować i wtedy przełączenie nastąpi albo za wcześnie albo za późno - wyjaśnia Tomasz Tuchołka z firmy produkującej polskie czarne skrzynki.

W tym przypadku przełączenie nastąpiło za wcześnie i zniknęło 16 sekund.

Ekspert dodaje, że błąd powstał najpewniej ze zlej kalibracji urządzenia w Moskwie. Rejestrator w czarnej skrzynce przełącza taśmę na drugą stronę po konkretnej liczbie obrotów szpuli. W Moskwie ta liczba obrotów najprawdopodobniej musiała być ustawiona inaczej. Ktoś o to nie zadbał albo nie sprawdził, że taśma w tupolewie była trochę dłuższa niż standardowe pół godziny.