Krakowscy biegli muszą przebadać oryginały zapisu z czarnych skrzynek tupolewa, aby móc wydać ostateczną ekspertyzę. A rejestratorów z maszyny rozbitej w Smoleńsku ciągle nie mają nawet rosyjscy prokuratorzy, bo urządzenia nadal znajdują się w rękach MAK-u, czyli Międzypaństwowego Komitetu Lotnictwa. To nie jedyne problemy powodujące opóźnienie wydania opinii.

Można powiedzieć, że powstaje błędne koło. Gdy już rosyjscy prokuratorzy otrzymają czarne skrzynki, będą musieli je zbadać. Dopiero po zakończeniu przez nich tych analiz jest możliwość przesłania rejestratorów do Polski. Rosjanie jednak, by zakończyć swe prace nad rozszyfrowywaniem treści rozmów z kokpitu, potrzebują polskiej ekspertyzy - wystąpili o nią w jednym z wniosków o pomoc prawną.

Jeżeli strona rosyjska prosi nas o ekspertyzę fonoskopijną, wykonaną przez instytut Sehna, a jednocześnie instytut Sehna uwarunkowuje wydanie swej decyzji o charakterze ostatecznym od dostępu do oryginalnych czarnych skrzynek, to dzisiaj polska prokuratura nie jest w stanie tego postulatu zrealizować - mówi prokurator Ireneusz Szeląg. Dodaje, że określanie teraz terminu zakończenia polskich analiz zapisu rozmów z kabiny pilotów tupolewa to prorokowanie.