Na meczach Euro 2012 na Ukrainie europejscy politycy mogą być, ale jako osoby prywatne. Rezolucję tej treści, która ma zakończyć w Brukseli spór o bojkot imprezy dziś przegłosuje Parlament Europejski.

Chodzi o to, aby politycy nie wypowiadali się w imieniu europejskich instytucji, np. Unii czy europarlamentu i nie spotykali się z władzami Ukrainy. To także sugestia, aby nie zasiadali w lożach honorowych dla ViP-ów. Jeżeli już chcą być na meczach, to żeby nie dawali się wykorzystywać władzy, która chętnie będzie chciała udowodnić, że wszystko jest w porządku.

Jak się dowiedziała korespondentka RMF FM w Brukseli, kompromisowy tekst rezolucji PE zawiera także wezwanie, by politycy przyjeżdżający w czasie rozgrywek na Ukrainę "publicznie dawali wyraz temu, iż znana jest im sytuacja polityczna w tym kraju", a także by starali się odwiedzać w więzieniach więźniów politycznych. Tekst przypomina, że wielu unijnych przywódców zapowiedziało, że nie pojedzie na Ukrainę, ale nie było to apel o bojkot Euro 2012.

Rezolucja jest jakby zbiorem zasad przyzwoitego zachowania się europejskiego polityka podczas Euro 2012 na Ukrainie. Zdaniem Pawła Kowala z PJN, te zapisy otwierają furtkę dla tych co chcą jechać na mecze na Ukrainę. To apel o to, aby palić, ale nie zaciągać się - komentuje polityk. Natomiast politycy z Solidarnej Polski złożyli poprawki krytykujące apele o bojkot unijnych komisarzy. Zdaniem Kurskiego i Ziobry, apel o bojkot szkodzi stosunkom UE-Ukraina.

Ukraina jest ostatnio ostro krytykowana za złe traktowanie odbywającej wyrok siedmiu lat więzienia byłej premier i rywalki politycznej Janukowycza - Julii Tymoszenko. Gdy w kwietniu oświadczyła ona, że została pobita przez strażników więziennych, na Zachodzie zaczęto mówić o potrzebie bojkotu Euro 2012. Za wspólnym, unijnym bojkotem opowiedziały się między innymi Belgia, Holandia, Austria i Dania.