Wszyscy ci, którzy twierdzą, że prezes PZPN ma lekko, niech sobie polatają tak jak ja w poprzednim tygodniu - Monachium, Budapeszt, dwa razy Klagenfurt. Ale było kilka bardzo ważnych spraw, z których jednak najważniejsza to oczywiście nasza reprezentacja.

Graliśmy kontrolnie dwa razy - z Łotwą i Słowacją, i były to pożyteczne sprawdziany, w dodatku wygrane. I nie chodziło o wynik ani styl, nasi kadrowicze dostali porządnie w kość, a teraz należy się im parę dni odpoczynku. Daniem dnia w Zielone Świątki były personalne decyzje Franciszka Smudy - paru zawodników z konieczności musiało odpaść i powiedzmy sobie to jasno - nie dlatego, że byli gorsi. Ktoś musiał… Najbardziej żal mi Fabiańskiego, bo był naprawdę w świetnej formie, ale kontuzja pozbawiła go życiowej szansy. Ale na boisku jak w eliminacjach do telewizyjnej "Szansy na sukces" - po to wybiera się dwudziestu trzech graczy, żeby mogło potem wyjść jedenastu na finał.

A skoro już jesteśmy przy telewizji - całe to towarzystwo, zwłaszcza z prywatnych okienek, robi się coraz bardziej nerwowe i napastliwe. Jest kilka stacji, które ciągle chcą mnie wkręcać w jakieś polityczne gierki, wkładać w usta wypowiedzi, które mogłyby coś zamieszać, a im przydać oglądalności. Nic z tego, bo ja się w to wciągnąć nie dam. Większość tych młodych ludzi musi pamiętać, że zanim zostałem demokratycznie wybranym prezesem najpotężniejszej, choć z definicji niezbyt lubianej, organizacji sportowej w Polsce - dostałem kiedyś swoją szansę na sukces i powiedzmy sobie szczerze, wykorzystałem ją jak mało kto! Nazwiska piłkarza Grzegorza Laty nie da się wykreślić z historii polskiej piłki ani wyciąć z publikacji, jak to czynią niektóre tak zwane nośniki medialne.

Mógłbym się czuć tym zmęczony i zniechęcony, ale tak jak kiedyś na boisku - nigdy nie odpuszczam. Gdy Janek Ciszewski, niezapomniany komentator telewizyjny, któremu na wyjazdach robiłem ciągle psikusy, zagroził mi przed meczem, że podczas całej transmisji za karę nie wymieni ani razu mojego nazwiska, wyśmiałem go, że i tak będzie musiał podać, kto strzelił gola. I rzeczywiście, po całej tyradzie, opisującej okoliczności umieszczenia futbolówki w siatce przeciwnika, na końcu stwierdził lakonicznie: "Bramkę zdobył Lato". Ale powiedział…

Ostatnio coraz częściej bywam wyręczany: wczoraj jedna ze stacji, powołując się na "nieoficjalne źródła" (nie wiedziałem, że Radio Erewań jeszcze nadaje!), na kilka godzin przed komunikatem o składzie kadry już podała, kto pakuje walizki i wraca do domu. Nie wiem, jakie to są te źródła, a raczej zabagnione bajorka, ja na pewno dotrzymuję przyjętych zasad. A najbardziej chyba uprawnionemu do pierwszeństwa w otrzymaniu takiej informacji, czyli dziennikarzowi TVP, oficjalnego operatora UEFA EURO 2012, Darkowi Szpakowskiemu, podałem skład przed godziną czternastą, ale na pokładzie samolotu, kiedy wiedziałem, że ma wyłączoną komórkę…

Wdzięczny też jestem organizatorom TOPtrendy, że przeprowadzili ze mną wywiad na scenie… bez mojego udziału, bo po tak wyczerpującym tygodniu nie musiałem specjalnie jeszcze lecieć do Sopotu. Szkoda tylko, że zastępujący mnie kabareciarz był taki raczej podstarzały i miał długą siwą grzywę; ja mam łysinę, ale jeśli ktoś ma ładne włosy - nie musi mieć ich dużo…