Powiedziano, że na turnieju Euro 2012 nie ma słabych drużyn. To prawda, bo słabeusze odpadli w eliminacjach. Powiem tak: z grona finalistów pozostali najlepsi z najlepszych.

Przed nami półfinały i to, że weszły do nich takie, a nie inne zespoły, to nie jest przypadek. To już elita nie tylko europejska, ale i światowa. Są to drużyny, dla których nadmiar piłkarskiego bogactwa nie jest przeszkodą. Widać to na boisku, gdzie nawet gwiazdy muszą cierpliwie posiedzieć na ławce z korzyścią dla meczu. A same gwiazdy, bez wsparcia szerokiego zaplecza, nie wygrywają, czego dowodem są stadiony Euro 2012.

W składzie trzeba mieć mocne punkty. Widać to w drużynie Portugalii - obudził się Ronaldo i nie ma mocnych. Włosi męczą się w turnieju, a Balotelli, który jest postrachem obrońców, jednak dobrze pilnowany, nie potrafił strzelić gola Anglikom, którzy przecież nie byli faworytem w tym turnieju. Na temat Hiszpanów nie ma potrzeby się wypowiadać, bo to drużyna mocna jak zawsze i w nich widzę finalistę 1 lipca. Podobnie jak na temat Niemców, którzy grają swoje i do końca. Możliwe jest, że polsko-ukraińskie mistrzostwa wykreują u nich nowe gwiazdy.

Żeby wygrywać w turnieju takim jak Euro 2012, trzeba walczyć przez cały mecz, a nie przez kilkanaście minut. Kunktatorstwo nie popłaca, o czym przekonało się wiele reprezentacji, włącznie z naszą. Przede wszystkim trzeba wygrywać, bo w piłce remisy nic nie dają. Do tego potrzeba nie tylko indywidualistów, ale solidnego zaplecza i ludzi, którzy potrafią rządzić na boisku, a nie tylko w szatni.