Od kilku miesięcy powtarzano, że cel minimum dla reprezentacji Franciszka Smudy na Euro to wyjście z grupy. Nieważne, czy było blisko, nieważne, w jakim stylu przegraliśmy - nie udało się i na tej podstawie będzie rozliczany Franciszek Smuda. Grzegorz Lato zapewnia jednak na razie, że selekcjoner ma ważny kontrakt do końca sierpnia tego roku i na jakiekolwiek personalne decyzje jest jeszcze za wcześnie.

Smuda objął reprezentację w październiku 2009 roku. Przez trzy lata wybrał chyba rzeczywiście najlepszych piłkarzy, jakich w tym momencie mamy w Polsce. Polski szkoleniowiec sięgnął też po zagraniczną armię zaciężną, ale Perquis, Boenish czy Polanski szybko zaaklimatyzowali się w drużynie i mają pełne poparcie kibiców. Za kadencji Smudy kadra rozegrała 37 spotkań. 15 meczów udało się wygrać, tylko 9 razy piłkarze schodzili z boiska pokonani.

Selekcjonerowi przyszło pracować w bodaj najtrudniejszych warunkach - jeszcze nigdy presja nie była tak duża, jak przy okazji turnieju organizowanego w Polsce. Krytyka nadchodziła z każdej strony, a piłkarskie szaleństwo dotarło dosłownie wszędzie. Mimo to, Smudzie udało się stworzyć drużynę, która może dać nam jeszcze wiele radości w przyszłości. To przede wszystkim zgrana paczka, co przyznają sami piłkarze. Kapitan Kuba Błaszczykowski stanął nawet w obronie trenera i przyznał, że gdyby zależało to od niego, to Smuda zachowałby posadę.

Ale niestety papierkiem lakmusowym dla selekcjonera miało być Euro. Ostatnie miejsce w grupie, tylko dwa punkty na koncie i zawstydzająca porażka w decydującym meczu. Czy tego chcemy czy nie, z prawie 3-letniej kadencji Smudy zapamiętamy głównie smutny, sobotni wieczór we Wrocławiu.