Oni już tu są. Nasi rywale z Grecji, Czech i Rosji przyjechali do swoich siedzib. Jedni po cichu, wręcz chyłkiem, inni z otwartą przyłbicą. A teraz niech się nie wyśpią, niech im klimat nie sprzyja, niech się zestresują, a potem wyjdą na niepewnych nogach naprzeciwko naszych. I przegrają. No nic na to nie poradzę. Instynkt mi podpowiada.

Zobacz również:

Zwycięzca jest tylko jeden, bez względu na wszystko. I to my musimy nim być. A bez dwunastego zawodnika trudniej. Pamiętajmy o tym. Kibice pamiętają. Bo to nie są zwykli ludzie. Mogą nie spać na pierzynach z gęsiego puchu, byleby być. Mogą nie zjeść ciepłego obiadu, byleby być. Mogą cisnąć się w kolejce po bilet czując we wszystkich narządach czyjś łokieć. Mogą moknąć w deszczu odliczając każdą kolejną warstwę swojego ubrania, każdą nitkę, która poddaje się spadającej z góry wodzie. Byleby być.

Za Polakami musi być nawet trawa, żeby mieli jak największe szanse. Dość mam niedowiarków, sceptyków, wątpiących i plujących jadem. Jak zwał, tak zwał. Kto nie z nami, ten przeciwko nam. Komu się nie podoba, niech nie ogląda. Kto się boi, niech nie przyjeżdża. Ale żaden zagraniczny kibic niech nie udaje, że tylko w Polsce są kibole. Hipokryzji nie zniosę.

Kto tego nie rozumie, nie musi być kobietą. Jest po prostu człowiekiem, który czuje inaczej.