130 decybeli - dźwięk (hałas!) o takim natężeniu generuje jedna tylko kibicowska trąbka. "Identyczny tworzy startujący odrzutowiec" - przestrzega w rozmowie z naszą reporterką Agnieszką Wyderką protetyk słuchu Piotr Miller. Wyobraźmy sobie teraz kilka tysięcy startujących w jednym momencie odrzutowców... Ogłuszające? Chcę dać się ogłuszyć!

Nie znam piękniejszego hałasu od ryku kilku (a co dopiero kilkudziesięciu!) tysięcy kibicowskich gardeł. W tych gardłach jest moc! Nie znam też radośniejszej kuracji niż leczenie zdartego gardła "dzień po". Najsmutniejsze były w moim życiu te mecze, kiedy niesprzyjające okoliczności przyrody sprawiły, że kibicować mogłam tylko w duchu. Raz się wyrwałam i trzech dżentelmenów stojących po przeciwnej stronie barykady grzecznie mnie upomniało. Droga kobieto lekkich obyczajów, uprzejmie prosimy: oddal się stąd - tak by to brzmiało w wolnym tłumaczeniu. Na szczęście siedzieli kilka rzędów za mną.

Absolutnie nie mam zresztą do nich pretensji. Przed meczem sama obiecywałam sobie (i Mamie), że będę siedzieć cicho. Ich teren, ich zasady. A tu się nagle wyrywa dziunia, co życia nie zna… No zna, panowie, zna, tylko radość z bramki na moment jej rozum wyłączyła.

Ale teraz dziunia będzie mogła bezkarnie się wyrywać, bo w końcu wszyscy jesteśmy biało-czerwoni. Nie zobaczę wprawdzie żadnego meczu na żywo, ale w knajpie czy strefie kibica jest przecież tak samo żywo! I z niczym nie da się porównać tej kibicowskiej wspólnoty, tego chóralnego "GOOOOOOOL!!!!!!!!" i równie chóralnego "Ja pierd..ę!".

Że wulgarnie? Zgadza się. Ale kibicowanie to skrajne emocje, a w emocjach "kurza twarz" staje się tak nieadekwatna…

Niejeden oburzy się pewnie, że przez takich jak ja nie da się przyjść na mecz z rodziną, bo jak tu skazać dzieci na słuchanie tej bluzgającej hołoty? Rozumiem. I (być może naiwnie) mam nadzieję, że kiedyś swoim własnym dzieciom zdołam wytłumaczyć, że te wyrazy na "k" i na "ch" to dopiero, jak dorosną…

A póki co mam zamiar cieszyć się kibicowskim szaleństwem z całym jego urokiem - a więc również z gremialnym "Ja pierd..ę!". Cieszą mnie biało-czerwone flagi na samochodach, cieszą mnie hordy zagranicznych kibiców na ulicach, cieszą mnie autokary piłkarzy pomykające przez miasto w policyjnej eskorcie, cieszy mnie unosząca się w powietrzu woń kibicowskiej euforii!

Nadeszło w końcu ósmoczerwcowe przesilenie - teraz esencją Euro będą piłka i kibice, a nie kretyńskie Euro-reklamy. Bo - przyznaję - miałam już serdecznie dość Euro-telewizorów, Euro-szynek, Euro-foteli, Euro-czekoladek, Euro-breloczków i całego tego Euro-kiczu, atakującego zza każdego rogu. Rozumiem, że nie można przepuścić okazji do zarobienia na największej sportowej imprezie w historii kraju, ale czy naprawdę nie można zarabiać inaczej, niż robiąc z ludzi Euro-idiotów? Zbyt wielu uznało niestety, że nie można. A przy okazji przypuścili na nas tak zmasowany atak, że czułam się jak w listopadowym rozkwicie bożonarodzeniowego sezonu.

Teraz koniec z tym! I koniec ze zrzędzeniem Euro-hejterów! Zagłuszy ich kibicowska moc!

Bo POŁĄCZYŁA NAAAAS!! KIBICOWSKA KREEEEW!! DZISIAJ JEST NASZ CZAS!!

(Nie rymuje się na końcu, wiem. Reszta tekstu nie jest już tak uniwersalna. Wpisując ją, naraziłabym się znowu trzem dżentelmenom:) A przecież teraz wszyscy stoimy po tej samej stronie barykady!)