Oni już wiedzą, my na tę wiedzę musimy jeszcze poczekać. Kto stanie między słupkami polskiej bramki w decydującym o awansie meczu z Czechami? Selekcjoner polskiej kadry Franciszek Smuda i trener bramkarzy Jacek Kazimierski mieli nie lada ból głowy, musząc zdecydować, czy w sobotę postawić w bramce Wojciecha Szczęsnego, czy Przemysława Tytonia. Szczerze mówiąc każdemu selekcjonerowi polskiej kadry życzyłabym takiego bólu głowy, a nawet migreny!

Oczywiście niezależnie od tego, kto będzie bronił polskiej bramki przed czeskimi atakami, po meczu odezwie się pewnie chór krytyków. Chyba że - czego mocno reprezentacji, kibicom i sobie życzę - "wybraniec" spisze się w tym najważniejszym na Euro meczu absolutnie bezbłędnie.

I o ile trenerom zazdroszczę tego bólu głowy (bo czego chcieć więcej, gdy ma się do dyspozycji dwóch klasowych bramkarzy, z których każdy może z równym powodzeniem bronić polskiej bramki na tak wielkiej imprezie?), o tyle Szczęsnemu i Tytoniowi nie zazdroszczę presji i odpowiedzialności, która spocznie na każdym z nich, gdyby stanął w bramce przeciwko Czechom.

Po ludzku życzyłabym Szczęsnemu  okazji nie tyle do zrehabilitowania się, co do potwierdzenia swojej klasy. Mam wrażenie, że po meczu z Grecją zapanowało ogólne rozczarowanie jego postawą, a ja nie uważam, by miał do naprawienia więcej błędów niż Tytoń.

Wypomina się Szczęsnemu i bramkę, którą puścił w meczu z Grecją, i faul na atakującym Dimitrisie Salpingidisie. Doskonale pamiętam ten moment, kiedy na ekranie zobaczyłam arbitra pokazującego czerwoną kartkę. Jakby czas się zatrzymał. "To koniec" - pomyślałam. I nie mogłam w to uwierzyć, bo przecież szło nam tak pięknie! Tak wierzyłam w tę drużynę! Wydawało mi się, że bez Szczęsnego nie jesteśmy w stanie nic zdziałać. Smuda mówił przed turniejem, że musimy "chuchać i dmuchać" na nasze gwiazdy. A tu nagle na murawę musiał wejść Tytoń. Pamiętam też dziwne przekonanie z tyłu głowy - kiedy naprzeciwko niego stanął Giorgos Karagounis - że Tytoń obroni tego karnego. I pamiętam ten szał radości, kiedy obronił! Euforia większa nawet niż w momencie, kiedy swoją bramkę strzelił Robert Lewandowski!

Te kilkadziesiąt sekund zrobiło z Tytonia bohatera narodowego. I słusznie, zasłużył. Ale nie zgadzam się, by Szczęsny zawiódł. Moim zdaniem, zrobił to, co zrobić musiał. Gdyby nie jego faul (pomijam, czy zamierzony, czy nie), byłoby 2:1 dla Grecji. Wszystko na to wskazuje i nie mam powodu, by sądzić inaczej. Można oczywiście dywagować, co by było, gdyby... A może Salpingidis by się poślizgnął? A może przestrzelił? Jasne, mogłoby tak być. Ale faul Szczęsnego odroczył egzekucję i dawał jakąkolwiek szansę (w tamtym momencie nie nadzieję, a właśnie szansę) na to, że uratujemy remis. Nie zapomnę kamiennej twarzy Szczęsnego, kiedy schodził z boiska, i jego zaczerwienionych oczu, kiedy w telewizorze zobaczył, że Tytoń wybronił ten strzał.

Ale nie zapominam też nieuznanej bramki na 2:1 dla Greków. Tak, tak, drodzy Państwo, była taka! Na nasze szczęście sędzia odgwizdał spalonego. Gdyby nie był tak... powiedzmy: rygorystyczny (a może należałoby powiedzieć: nadgorliwy?), przegrywalibyśmy 1:2. A powiedzmy sobie szczerze: jeśli przyjąć, że faktycznie był spalony, to był absolutnie mikroskopijny! Tymczasem Tytoń tego strzału nie wybronił, w zasadzie nawet nie zdążył spróbować! Ale taka już przywara naszej narodowej pamięci, a może naturalny odruch, że sytuacje, które nie pasują do poczucia narodowej dumy i euforii, z niej wymazujemy.

Wymazaliśmy też z pamięci to, jak fatalnie zachowała się nasza obrona w sytuacji, która dla Szczęsnego skończyła się czerwoną kartką. Gdzie ta obrona wtedy była? Pamiętam z dzieciństwa takie zdanie: "Bramkarz broni tak, jak pozwala na to obrona". Może to i zaledwie ułamek prawdy. Od bramkarza oczekuje się bronienia również w sytuacjach (a może przede wszystkim w takich), kiedy obrona zawiedzie. Ale nie wolno zapominać o tym, że nie jest na murawie sam. Pięknie zachował się zresztą po meczu Tytoń, który podkreślał: "Nie uratowałem Wojtkowi tyłka, bo Wojtek nie gra sam". Amen.

Poza tym jednym zdaniem i obronionym karnym, Tytoń zaimponował mi na Euro jeszcze czymś: dojrzałością i spokojem w meczu z Rosją. Bronił pięknie. Patrząc na niego, czułam dumę! Ale przyznam szczerze, była to duma, a nie pewność. Miłe zaskoczenie (jedno po drugim), ale nie pewność, którą czułabym, gdyby w bramce stał Szczęsny. W końcu z jakiegoś powodu Tytoń był początkowo dopiero trzecim bramkarzem reprezentacji Polski. Na pozycję zmiennika Szczęsnego "wskoczył" dopiero po i "dzięki" kontuzji Łukasza Fabiańskiego. Być może nie była to słuszna gradacja, ale pewnie nigdy się tego nie dowiemy.

Tak jak nie dowiemy się, jaki byłby wynik meczu z Rosją, gdyby w bramce stał Szczęsny. Może nie stracilibyśmy bramki? Może nie stracilibyśmy jej również w meczu z Grecją, gdyby Szczęsny miał przed sobą tak zorganizowaną i tak dobrze grającą obronę, jaką miał przed sobą Tytoń w meczu z Rosją?

Póki co, pewne jest tylko jedno: mamy na Euro dwóch światowej klasy bramkarzy, którzy zasługują na kredyt zaufania. Przed najważniejszym meczem polskiej reprezentacji od lat trzeba w nich wierzyć i warto wybaczyć każdy błąd, który nie byłby niewybaczalny. A takich jest chyba w gruncie rzeczy niewiele...