Bo gdzie jest tak dobrze jak tu? Tylko we Lwowie, choć w zasadzie batiar nie powie inaczej jak "we Lwowi". W zasadzie nie pobałaka inaczej. Gwara kresowa to pierwsza rzecz, która uderza ucho Polaka odwiedzającego miasto. Lwów - miasto historycznie i architektonicznie przepiękne. Niestety zaniedbane. Dla Polaka szokiem są dziurawe drogi i chodniki. To, na co my narzekamy, niestety tam często jest super drogą. Ludzie jeżdżący, jakby kodeks drogowy nie obowiązywał. Do tego brak znaków i piesi chodzący przez jezdnię, jak popadnie - to wszystko dopełnia pierwszego szoku.

Szok jednak szybko mija. Pierwsze moje zetknięcie z Polakami we Lwowie to uderzenie życzliwości. Sporo z naszych rodaków pracuje między innymi w ratuszu. Jeśli nie znasz ukraińskiego - chętnie pomogą. W każdym sklepie we Lwowie można swobodnie mówić po polsku i zostanie się zrozumianym. Jeśli ktokolwiek uczył się rosyjskiego, również bez większego problemu powinien dać sobie radę. Pewnie językoznawcy, zwłaszcza ukraińscy, oskalpują mnie za to, co teraz napiszę, ale dla mnie to mieszanka rosyjskiego i polskiego.

Święta z polskimi tradycjami

Nie dość, że z polskimi tradycjami, to nawet w Polsce nie są one tak kultywowane jak we Lwowie. Do tego wspaniałe zetknięcie z kuchnią kresową, galicyjską. Wszechobecne pierogi i gołąbki z kaszy gryczanej czy ziemniaczane. I oczywiście kutia - bez niej żaden lwowiak nie wyobraża sobie świąt. Na świąteczne spotkania w odwiedziny zabiera się właśnie kutię. Zresztą rodacy działający w Teatrze Polskim we Lwowie od lat urządzają świąteczne spotkania, podczas których pojedynkują się na smak kutii. Wyobraźcie sobie: spróbować dwudziestu kilku - bo tyle mniej więcej jest co roku - nawet po łyżeczce… Kaloryczna bomba atomowa.

Tradycje polskie i oddziaływanie społeczności na miejscową ludność są tak silne, że wiele naszych świątecznych tradycji przejmowanych jest nawet przez Ukraińców, którzy w zachodniej części kraju są w większości grekokatolikami. Ci - zamiast prosfory - też zaczęli dzielić się opłatkiem. A na Wielkanoc na przykład zaczęli dzielić się jajkiem. Dwa narody żyją w symbiozie od wieków. Słynna wschodnia gościnność, znana z moich rodzinnych lubelskich stron, we Lwowie nabiera szczególnego wymiaru. Tam każdy - zwłaszcza przybysza z ojczyzny - musi ugościć najlepiej, jak potrafi.

A wracając do świątecznych tradycji - pierwszy raz zetknąłem się z opłatkiem smarowanym miodem. Na moje zdziwienie oni również reagowali zdziwieniem - jak to? Opłatek bez miodu?

Lwowska Polonia

To środowisko dość dobrze zintegrowane. We Lwowie działają dwie polskie szkoły podstawowe - w tym słynna "10" im. Świętej Marii Magdaleny. Ta nazwa być może oficjalnie powróci - została po wojnie zniesiona ze względów ideologicznych. 300 dzieci uczęszcza do tej placówki kierowanej przez Martę Markuninę. Szkoła we Lwowie cieszy się wyjątkową renomą. Przyjmuje tylko dzieci pochodzenia polskiego. We Lwowie jest dużo małżeństw mieszanych: polsko-ukraińskich, rosyjsko-polskich czy polsko- ormiańskich. Spośród nich - choć rodzice mają możliwość posłania dzieci również do szkół ukraińskich - praktycznie wszystkie wybierają dla swoich pociech polską szkołę.

We Lwowie działają polskie chóry, w tym najsłynniejszy chór Echo. Powstał w 1989 roku. W swoim repertuarze ma pieśni patriotyczne, religijne, kolędy oraz repertuar lwowski. Rocznie dają około 60 koncertów - coraz częściej również w Polsce. Plany koncertowe niestety częściowo ogranicza kryzys, który na Ukrainie jest odczuwalny zdecydowanie bardziej, niż u nas. Działa również wspominany już wcześniej Teatr Polski, Towarzystwo Polskie Ziemi Lwowskiej, zespoły pieśni i tańca, kapele lwowskie i naprawdę wiele instytucji kultywujących lwowskie i polskie tradycje.

Lekcje po polsku, a w święta w szkole szopki i choinki

Przed wojną szkoła imienia św. Marii Magdaleny, po wojnie po prostu szkoła numer 10 Lwowska placówka, gdzie lekcje prowadzone są w języku polskim, jest jedną z najbardziej renomowanych w mieście.

Zawsze ustawiamy choinki, ustawiamy szopki i to wszystko rękami naszych uczniów. Dzieci znają polskie kolędy, polska szkoła, tradycja, czyli wszystko tak jak powinno być - mówi dyrektor placówki Marta Markunina. Dzieci z polskiej szkoły we Lwowie życzyły na święta swoim rówieśnikom w Polsce radości, miłości rodziców i szczęścia.

Nie był we Lwowie, kto nie był na Łyczakowie…

To szczególne miejsce. Groby powstańców listopadowych, styczniowych. Spacerując alejkami, człowiek uzmysławia sobie, jak wiele do naszej kultury wnieśli lwowiacy z urodzenia bądź z wyboru.

50 procent wszystkich zabytków Ukrainy znajduje się właśnie we Lwowie, a ich twórcami w większości byli Polacy. Spacerując alejkami, trafiamy na groby takich postaci jak Władysław Bełza - autor słów: "Kto ty jesteś? Polak mały", Gabriela Zapolska, Maria Konopnicka, Ordon, Artur Grottger. Co chwilę jakieś znane nazwisko, większość z nas pewnie nie zdawała sobie nawet sprawy z tego, że spoczywają na cmentarzu łyczakowskim.

Idąc przez cmentarz, dochodzimy do tej najbardziej znanej części - Cmentarza Orląt. Przez lata toczą się spory z władzami ukraińskimi i lwowskimi o jego kształt. Sześć lat temu porozumienie zawarli ówcześni prezydenci Ukrainy i Polski: Wiktor Juszczenko i Aleksander Kwaśniewski. Cmentarz odrestaurowano, ale do tej pory nie wróciły na niego wszystkie historyczne elementy - m.in. lwy, które leżały u stóp symbolicznej bramy Lwowa. Władze miasta nie chcą się zgodzić na ich powrót. Niestety trudno nie odnieść wrażenia, że chodzi tu o względy polityczne.

Strzelczyska

Ukraińska wieś - polskie święta, bo w Strzelczyskach mieszkają praktycznie sami Polacy. 10 lat temu dzięki pomocy MSZ udało się wybudować polską szkołę. Jak to na wsi, pełni ona rolę domu kultury, miejsca spotkań i centrum polskości. W Strzelczyskach mówi się tylko po polsku, Ukraińcy praktycznie tu nie zaglądają. Z dwóch powodów. Po pierwsze, nie mają po co, bo to wieś typowo rolnicza. Po drugie, dojazd do wsi to droga przez mękę. Tak dziurawej drogi nigdy w Polsce nie widziałem, już dawno byłaby zamknięta albo dziury przynajmniej zasypane żwirem czy żużlem. Władze ukraińskie jednak się tym nie przejmują i tak jest od lat.

W wielu domach wciąż ustawia się Dziada z żyta, do którego wkłada się opłatek. Dzieci kolędują od domu do domu, ludzie odwiedzają się od chałupy do chałupy. To jedna, trochę większa rodzina. Każdego przybysza traktują z ogromną życzliwością i gościnnością. Gdybym w Strzelczyskach chciał się rozgościć, to - sądząc po ilości propozycji - tydzień na goszczenie się by nie wystarczył.