Denis Urubko, który ma za sobą rekonesans do wysokości 6500 m przekazał, że na drodze jest trochę starych lin, ale są braki wymagające uzupełnienia - informuje polska ekipa, która przygotowuje się do wejścia na K2. Z kolei w pakistańskim Skardu na lot do Islamabadu czeka Rafał Fronia, który z powodu urazu ręki musiał zrezygnować z wyprawy. Według informacji kierownika wyprawy Krzysztofa Wielickiego, do góry wyszli we wtorek Marcin Kaczkan i Piotr Tomala, wspomagani przez pakistańskich tragarzy Amina i Fazala. Chodzi o zabezpieczenie drogi linami do obozu pierwszego. Tam planują spędzić noc.

Pogoda nie jest najlepsza. Pełne zachmurzenie i wiatr. Według prognozy po południu powinno się poprawić - mówi Krzysztof Wielicki.

Ekipa pod K2, po wypadkach i urazach jakich doznali Adam Bielecki i Fronia na Drodze Basków, rozpoczęła wspinanie na innej drodze, klasycznej, biegnącej Żebrem Abruzzi, oddalonej od bazy o około półtorej godziny marszu.

W niedzielę kierownik sportowy wyprawy Janusz Gołąb wraz z Maciejem Bedrejczukiem poręczowali początkowy odcinek do obozu pierwszego. Doszli do wysokości  5650 m. Napotkali jedynie stare, pozamarzane liny.

Największym problemem na górze jest jednak silny wiatr, którego prędkość znacznie przekracza 50 km/h.

"Pierwszy raz od wielu dni jest mi zimno"

Rafał Fronia napisał w swym dzienniku wyprawy: "Siedzę w Skardu, w hotelu, jak upuszczony kryształ, rozbity na niepoliczalną ilość myśli... bez internetu, z zepsutym piecykiem i mam +3 stopnie w pokoju i pierwszy raz od wielu dni jest mi zimno. Coś we mnie zgasło... Zgasło to, co grzało od środka, jak rozpadające się w reakcji atomy wodoru.

- Napisałem kiedyś pod Broad Peakiem, że nadzieja zamarza ostatnia, chyba właśnie tu dotarłem, do tego miejsca gdzie jej już nie ma. Jadę do domu. Wyrzucony z wyprawy przez górę, która mnie opluła... i naznaczonego więcej nie chce. Jak to? Dlaczego ja? Dlaczego? W głowie kłębią się myśli, z którymi nie umiem się pogodzić. Ale jedno czego nauczyły mnie ostatnie dni, to to, że porażka za pięć minut może być ocaleniem. Dlaczego? Bo los lubi się śmiać...

- Muezin nawołuje już od kilku minut. Allach Aghbar... głośniki są chyba tuż za oknem. Drżą szyby, drżę i ja wsłuchany w pasję, w wiarę absolutną, bezwiedną, szczerą, bez wątpliwości. Nie zasnę już... wracają tak świeże, ale już wspomnienia..." - pisze Rafał Fronia, nazywany przez kolegów z wyprawy naczelnym kronikarzem.

(ug)