Szóstoklasisto, obawiasz się sprawdzianu na zakończenie podstawówki? Mamy dla Ciebie pocieszającą wiadomość: błędy mniejsze i większe zdarzają się na egzaminach wszystkim! Przeczytaj, jakie wpadki przytrafiły się na sprawdzianach i najróżniejszych egzaminach dziennikarzom RMF FM - ku pokrzepieniu serc :-)

Do szkoły chodziłem prawie 20 lat temu. Matury nie pamiętam - poza tym, że pani profesor od polskiego wręczyliśmy w prezencie długopis ze wstążeczką i wszyscy pisaliśmy takimi samymi. Mieliśmy oczywiście nadzieję, że nasza pani poprawi "po cichu" ewentualne błędy. Okazało się jednak, że prace sprawdzał nauczyciel z innej klasy.
Własnych wpadek niestety nie pamiętam ;-) Ale na innym egzaminie w podstawówce mój kolega pytany przez polonistkę: "Dlaczego Jurand ze Spychowa jest postacią tragiczną?", odpowiedział "Bo miał tragiczny wygląd" :-)
Dawno, dawno temu zdawałam egzamin wstępny do liceum, którego mury opuszczał właśnie mój starszy brat. Dostałam od niego coś, co miało mi przynieść szczęście - podobnie jak jemu na maturze. Jakie to było zaskakujące, kiedy w dniu pierwszego egzaminu pisemnego po wejściu na salę położyłam na ławce nie jakąś tam maskotkę, ale kilkucentymetrową grubszą śrubę. Koleżanka, która siedziała wtedy obok mnie, do końca liceum wspominała, jak bardzo zdziwił ją widok nietypowego przedmiotu na szczęście. Pytacie o pochodzenie owej śruby? Została znaleziona przez mojego brata kilka dni przed jego maturą w szkole. Leżała na podłodze w sali nr 13 :-)


Wstyd się przyznać, ale zdarzyła mi się dramatyczna wpadka, jeszcze w szkole średniej. Na sprawdzian z fizyki przyszłam dobrze przygotowana, po przerobieniu setek różnego rodzaju zadań i to z pomocą koleżanki - fizycznego geniusza. Pamiętam jak dziś, to była kinetyka. Ślęczałyśmy razem nad zadaniami, żeby zrozumieć, jak to działa, a nie, żeby zakuć. Oczywiście tylko dla mnie to była mordęga, bo dla genialnego umysłu to była fraszka. Na koniec zabrakło czasu, żeby wykuć na blachę wzory. Wpadłam na pomysł, że zrobię sobie małą ściągę (bez tych wzorów nie rozwiązałabym zadań, ale bez zrozumienia, o co chodzi w zadaniach i bez wiedzy, jakiego wzoru użyć - znajomość wzorów była niczym). Zanim rozpoczął się sprawdzian, wyjęłam maleńki karteluszek i położyłam na półce pod blatem ławki. Zwykle takie ławki miały z tyłu, od strony nauczyciela, ściankę. Tym razem tak nie było. Fizyk najpierw poprosił o schowanie wszystkich nielegalnych pomocy, a gdy zobaczył, że trzymam w dłoni karteczkę, zaczął nucić: "Czy te oczy mogą kłamać..." I tak skończyła się moja przygoda ze ściąganiem - zanim się zaczęła. Wstyd pamiętam do tej pory i nigdy więcej nawet nie próbowałam ściągać. A sprawdzian, bez niedozwolonej pomocy, napisałam na czwórkę.
W ostatniej klasie liceum z matematyki miałam dość nieciekawe oceny (trzy pały i jedną dwóję, czyli szykowało się oblanie przedmiotu). Poszłam do mojego nauczyciela, żeby zapytać, jak mogłabym te oceny poprawić. Profesor, który uczył mnie przez całe liceum i wiedział o moich zdolnościach do rachowania, zmierzył mnie wzrokiem, podał kartkę i powiedział: "Napisz mi tu, że nigdy nie będziesz miała nic wspólnego z matematyką". Była data i podpis. I dostałam dwóję.
Różne są rodzaje życiowych min, na które natrafiamy. Najgorsze są dla mnie wszelkie "egza-miny". Taka ponura mina pojawiła mi się na twarzy, kiedy zdawałem literaturę staropolską u legendarnego Tadeusza Ulewicza, ś.p. profesora polonisty na UJ. Wydawało mi się, że byłem dobrze przygotowany, jednak "Dziadek" - jak zwano tego Akademika - wybił mi to z głowy: pytaniem z życia i twórczości Jana Długosza. Na długo go zapamiętałem. Nie wystarczyła mi bowiem opanowana wiedza książkowa. Z mojej odpowiedzi wynikało bowiem, że nie byłem na wykładzie Pana Profesora. Nie znałem licznych dykteryjek i anegdotek na temat słynnego kronikarza, którymi wiekowy wykładowca bogato inkrustował swoje występy w Collegium Witkowskiego. No i ulał mnie Ulewicz! Przez całe wakacje musiałem ryć na pamięć durne historyczno-literackie szczególiki, jak spór gibelinów z gwelfami w średniowiecznych Włoszech czy absurdalnie precyzyjną topografię drukarni w renesansowym Krakowie. To było lato! Po latach mam je przed oczyma. Jeszcze dziś na swym obliczu miewam tamtą "egza-minę"!
Egzaminem, który będę pamiętała do końca życia, był ten na prawo jazdy. Zdawałam po raz pierwszy i ostatni, jak się później szczęśliwie okazało. Ale był moment grozy. W czasie jazdy po mieście z instruktorem usłyszałam komendę: pierwsza możliwa w prawo. Rozglądnęłam się kilkukrotnie, bo wietrzyłam w tym jakiś podstęp. Słusznie jak się okazało, bo przy pierwszej uliczce po prawej stronie stał znak zakaz wjazdu. Skręciłam więc w następną w poczuciu, że nie złapałam się na haczyk egzaminatora. Pękałam z dumy. Wtedy egzaminator zapytał:
- Proszę pani, a jaka to jest ulica?
Wychyliłam się, żeby zobaczyć co mam przed sobą i wykrzyknęłam:
- No jak to jaka? BRUKOWANA
Egzaminator mało nie umarł dusząc się ze śmiechu i dodał:
- Miałem na myśli, czy z pierwszeństwem przejazdu czy też nie, ale to chyba już teraz nie ma znaczenia.
W ten sposób dołączyłam pewnie na długą listę niepoważnych odpowiedzi na pytania i zachowań przyszłych kierowców w czasie egzaminu. No i niech się śmieją. W stresie ludzie różne historie opowiadają. Auto prowadzę za to najlepiej na świecie!
Moja największa wpadka egzaminacyjna odbyła się jeszcze przed samym egzaminem i to nie byle jakim, bo maturalnym. Czekałam sobie spokojnie w domu na godzinę swojego egzaminu ustnego, kiedy zadzwonili do mnie koledzy ze szkoły. Okazało się, że pomyliłam sobie godziny (sic!) i mój egzamin miał zacząć się za KWADRANS!
Do liceum miałam kilka kilometrów do przejechania – odkryłam wtedy, że szybka jazda sprawia tyle radości ;) Zaowocowało to późniejszą pasją do motocykli…
Ale wracają do matury - udało mi się dotrzeć na egzamin, ale wysoki poziom adrenaliny i kortyzolu utrzymywał mi się jeszcze kilka miesięcy – aż do momentu, kiedy dostałam się na wymarzone studia.
Długo dziękowałam swoim znajomym, że zauważyli moją nieobecność ☺
Kiedyś na egzaminie z historii miałem przygotowane kartki z napisanym gotowymi odpowiedziami na kilka tematów, które mogłyby się pojawić na egzaminie.

Wystarczyło tylko sprawdzić temat i wyciągnąć odpowiednią kartkę. Niestety, pani historyk dokładnie pilnowała, musiałem działać szybko, tuż przed końcem egzaminu wyciągnąłem kartkę… na temat, którego w ogóle nie było na tym egzaminie – niestety, musiałem już oddać tę kartkę :) Pani się ubawiła , ja mniej… była pała.

Od początku tygodnia trwa akcja "Szóstka klasa na szóstkę", zorganizowana wspólnie przez RMF FM, TVP Info i INTERIA.PL. Pomagamy szóstoklasistom przygotować się do egzaminu na koniec podstawówki. Doradzamy również ich rodzicom, jak rozmawiać z dzieckiem w tym trudnym czasie i jak je karmić. Przeczytajcie:

Sprawdzian szóstoklasisty: Ekspert radzi, jak dobrze napisać egzamin!

Jak karmić dziecko przed sprawdzianem 6-klasisty? Oto rady eksperta!

Jadłospis na szóstkę, czyli co zjeść przed egzaminem? [PRZEPISY]

Psycholog radzi: O egzaminie trzeba rozmawiać z dzieckiem konkretnie!

Pedagog radzi: Przed sprawdzianem na spacer. Bez podręcznika!