Dziś, w Wielką Sobotę, najważniejszym momentem jest święcenie pokarmów. W Polsce ten zwyczaj jest tak stary, że nie wiadomo, kiedy pojawiła się pierwsza święconka. W rozmowie z Agnieszką Wyderką doktor Barbara Chlebowska z łódzkiego Muzeum Archeologicznego i Etnograficznego przypomina pierwsze, pisemne wzmianki o święceniu jedzenia. „Kiedyś święcono całą żywność, cały obfity, świąteczny stół. Na przykład ze źródeł w XVII w. u księcia Sapiehy było bardzo dużo mięsiwa, dziczyzny: cztery dziki, dwanaście jeleni – tak jak pór roku i miesięcy. Do tego były 52 jakieś ciasta, bo tyle było tygodni w roku. Z innych relacji znamy, że pojawiał się baranek z masła naturalnej wielkości” – opowiada.

Wszystkiego było tak dużo, żeby w Wielką Niedzielę nie gotować. Według tradycji, ten dzień miał być absolutnie uświęcony. Z kolei mnogość pokarmów i nadmierne objadanie się miały zapewnić dostatek i urodzaj w danym roku.

Dopiero w XVIII wieku pojawiły się w Polsce apele biskupów, żeby na Wielkanoc święcić pokarmy symbolicznie i w kościołach. Takie rozwiązanie miało być wsparciem dla księży, bo w Wielką Sobotę święcili nie tylko pokarmy, ale też ogień i wodę, co powodowało, że brakowało im czasu. Wcześniej święcono całe świąteczne jedzenie - wyjaśnia etnograf, doktor Barbara Chlebowska. Te takie bardziej okazałe stoły magnackie, szlacheckie czasem mieszczańskie, to były całe jadalnie zastawione, kilka stołów, więc oczywiście ksiądz przyjeżdżał poświęcić. Na wsiach też praktycznie wszystko, co przygotowywano święcono i to noszono na przykład do sąsiadów czy pod kapliczki. Najczęściej ksiądz wybierał bardziej szanowanego czy religijnego chłopa, bogatszego, z większą chałupą, żeby wszystko mogło się tam zmieścić. Przynoszono pokarmy w dużych koszach, nieckach, a czasem nawet w szufladach od stołu - wylicza. Dobrze, że dziś nie trzeba iść z szufladą wypełnioną święconką...

Współczesne koszyczki na święconki mają coraz mniej tradycyjny wygląd. Dziś twórcy ludowi, rękodzielnicy robią ze słomki i wikliny koszyczki w kształcie kur, zajączków czy kurczaczków. A w koszyczkach pojawiają się czekoladowe zajączki - zauważa ekspert. Zajączki, a w zasadzie zwyczaj obdarowywania prezentami przez zajączka, przywędrował do nas z Niemiec. Niestety, zajączki wypierają nasze rodzime baranki, które znikają, a kiedyś to był ważny symbol Chrystusa Zmartwychwstałego. Baranki były robione z masła, pieczone z ciasta, później cukrowe. Nie przestrzega się też tego, kiedyś bardzo powszechnego, że w koszyczku musi być chrzan i masło. Chrzan miał przypominać o goryczy Męki Pańskiej, a masło - słodycz Zmartwychwstania - zauważa.

 Jedno się nie zmienia od lat: w koszyczkach zawsze są jajka. Co prawda z czasem pisanki, wyklejanki czy kraszanki, zastępują nieozdabiane jaja. Jeśli już są ze wzorkami, to raczej nie jest to nasza zasługa, ale kupione gotowe dekoracje. Niezmiennie w koszyczkach jest też borówka i bukszpan, a do dekoracji nadal wykorzystywane są wierzbowe bazie.