„To odpowiedź na zapotrzebowanie społeczne i sygnał, że rząd nie zamierza nic nowego robić do wyborów” - tak o nominacjach na stanowiska ministrów skarbu, zdrowia i sportu mówi Bartłomiej Biskup, politolog. Ministrem zdrowia zostanie Marian Zembala, ministrem skarbu państwa – Andrzej Czerwiński, a szefem resortu sportu Adam Korol. Natomiast koordynatorem ds. służb specjalnych będzie Marek Biernacki.

Krzysztof Zasada: Jak pan ocenia te nominacje, kandydatury?

Bartłomiej Biskup: Myślę, że te nominacje jakoś specjalnie nie odświeżają składu tego rządu, dlatego że to było trzech ministrów. Z jednej strony to są tak zwani fachowcy, czyli ludzie, którzy być może znają się na swojej dziedzinie - profesor Zembala, czy pan Korol. Natomiast oczywiście słabość tych kandydatów jest taka, że nie mają pozycji politycznej. W związku z tym będzie im trudno cokolwiek wywalczyć. Ale z trzeciej strony - jest też działacz Platformy Obywatelskiej, czyli doświadczony samorządowiec w resorcie skarbu. Najlepiej oceniam - z tego całego zestawu - ministra koordynatora służb specjalnych Marka Biernackiego,. To jest rzeczywiście mocny człowiek, mocna postać politycznie, merytorycznie i wydaje mi się, że to jest najlepszy ruch, a reszta zobaczymy. To dzisiaj nie ma większego znaczenia, dlatego że to jest już rząd techniczny, całkowicie techniczny. Do wyborów pozostały jedynie cztery miesiące, nie da się w te cztery miesiące podjąć żadnego dużego wyzwania, które mogłoby stać przed takim ministerstwem zdrowia czy sportu.

Po co w takim razie mianowanie ludzi zupełnie z zewnątrz? Dlaczego premier nie zdecydowała się na to, żeby zrobić ministrów kontynuacji, na przykład z wiceministrów?

Ja tego nie wiem. Rozumiem, że będziecie pytać panią premier.

Ale to jest błąd?

Moim zdaniem - jest. Większość osób spekulowała, że raczej pójdzie to w kierunku zmiany twarzy, odświeżenia, żeby to byli politycy drugiego, może trzeciego szeregu, ale na przykład z innego pokolenia.

Albo właśnie kontynuatorzy tej misji, którzy znają już ministerstwa. Takie postacie spoza polityki przydają się wtedy, kiedy mamy coś jeszcze do zaoferowania, kiedy ta osoba może zagwarantować przeprowadzenie jakiegoś trudnego projektu.

Tutaj podkreślamy to, że się nie da niczego przeprowadzić, prawie niczego, bo jest za mało czasu. Jest kilka posiedzeń Sejmu i trudno mi sobie wyobrazić, żeby odpowiedzialny człowiek, jakim jest na przykład profesor Zembala, zaproponował jakąś wielką reformę służby zdrowia w dwa miesiące. Więc może to ma spowodować wrażenie, że właśnie - idąc za tym głosem społecznym, że ludzie wybierają Kukiza, a nie polityków, no to w rządzie mamy fachowców, ludzi z danej branży, niekoniecznie polityków PO. To jest jedyne takie uzasadnienie, które tutaj może być istotne.

Ale także sygnał, że tak naprawdę ten rząd już nic nie zrobi. Przynajmniej w tych trzech resortach.

Też, zdecydowanie jest to sygnał taki, że rząd niewiele dokona. Dlatego właśnie, że ci ministrowie nie mają mocnej pozycji politycznej, a mocna pozycja polityczna jest potrzebna ministrowi, jeżeli chce coś przeprowadzić. Nie wiem, czy to jest akurat przy każdym rządzie najlepsze wyjście, żeby robić tak zwany rząd fachowców. Po to partia polityczna ma polityków, którzy się jakimiś obszarami interesują, żeby później rządzili ministerstwami. Właśnie pozycja polityczna jest im potrzebna, a nie merytoryczna, bo od merytorycznych rzeczy to oni mają urzędników i wiceministrów.

(es)