Dokumenty przekazane przez rosyjski Międzypaństwowy Komitet Lotniczy "oceni komisja, którą kieruje pan minister Miller (…)Tam jest duża grupa ekspertów, która będzie mogła nad nimi pracować" - powiedział w Moskwie pułkownik Edmund Klich. Materiały już trafiły do polskiej ambasady, a stamtąd pocztą dyplomatyczną trafią do Polski.

Minister spraw wewnętrznych i administracji Jerzy Miller stoi na czele Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, która niezależnie od MAK oraz prokuratur wojskowych obu krajów wyjaśnia przyczyny i okoliczności smoleńskiej tragedii.

Przekazanych zostało łącznie 251 dokumentów, w sumie 10 tys. stron, zajmujących 9 pudeł. Są to m.in. instrukcje, dokumenty nawigacyjne, tablice, schematy, wykazy. Nie ma wśród nich książki napraw i przeglądów maszyny, która na razie pozostanie w MAK do dalszych badań.

Wydawca miesięcznika wojskowego "Raport" Wojciech Łuczak uważa, iż w związku z materiałami znalezionymi w miejscu tragedii nie należy "spodziewać się rewelacji". Jak dodał, w każdym samolocie piloci muszą mieć do dyspozycji pełną instrukcję dotyczącą wszystkich systemów pokładowych. Każdy system musi być opisany, bo załoga może mieć jakieś problemy w powietrzu i musi mieć instrukcje, dlatego wozi się je na pokładzie - zaznaczył.

Tupolew jest samolotem starego typu, więc większość materiałów było utrwalonych w formie papierowej. W nowszych samolotach instrukcje te często są w formie elektronicznej - zaznaczył ekspert. Dodał jednak, że nawet w nowych typach maszyn przechowywane są dokumenty papierowe, gdyż piloci muszą mieć dostęp do schematów, na przykład także w przypadku awarii elektroniki samolotu.

Łuczak powiedział, iż, biorąc pod uwagę złożoność mechanizmów w samolocie, pod względem objętości zaprezentowanych dokumentów nie jest bardzo dużo. W wyjaśnianiu przyczyn katastrofy materiały te będą miały raczej znaczenie pomocnicze - zaznaczył.

Również sekretarz Krajowej Rady Lotnictwa Tomasz Hypki ocenił, że ilość dokumentów znalezionych w szczątkach tupolewa nie jest zaskakująca. Objętość tych dokumentów pokazuje jednak, jaka jest skala dokumentacji koniecznej do zbadania i wyjaśnia pośrednio długość prowadzonego postępowania - powiedział. Dodał, że komisja rosyjska musiała zapoznać się z tymi materiałami, a wcześniej je przetłumaczyć.

Dokumentacja ta okaże się przydatna przy analizowaniu przygotowania lotu i stosowanych procedur - powiedział Hypki. Ocenił, iż bardzo istotna może okazać się także będąca w posiadaniu MAK książka eksploatacyjna zawierająca zapis przeglądów i napraw samolotu, gdyż pozwoli ustalić, jaki był stan samolotu nie tylko przed katastrofą, ale także wcześniej.

Łuczak wskazał natomiast, że materiały z pokładu tupolewa powinny mieć swoje duplikaty "w kilku miejscach na ziemi" - na przykład w 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego. Jego zdaniem zapisy z księgi eksploatacyjnej są przez komisję rosyjską także porównywane z dokumentacją przechowywaną w miejscach, gdzie serwisowano tupolewa.