Przeprowadzenie jesiennych wyborów na zasadach proponowanych w projekcie posłów PiS już w tej chwili wydaje się coraz mniej prawdopodobne. Autorzy projektu nie uwzględnili tego, że nakaz zachowania 6-miesięcznej „ciszy legislacyjnej” nie dotyczy 6 miesięcy przed samym głosowaniem, ale terminu ogłoszenia wyborów, który przypada już w sierpniu. Żeby zadziałać w październiku ustawa musiałaby zostać ogłoszona w lutym, a Sejm jeszcze nawet nie zaczął nad nią pracy.

REKLAMA

Błąd kalkulacji wynika z powszechności przeświadczenia, że istotnych zmian w prawie wyborczym nie można dokonywać później niż na 6 miesięcy przed wyborami. Autorzy projektu zapewne nie zauważyli, że wprowadzający tę zasadę Trybunał Konstytucyjny nawet nie w jednym, a w kilku wyrokach podkreślał, że ten liczony "wstecz" termin należy określać od daty zarządzenia wyborów, a nie przeprowadzenia głosowania.

6 miesięcy tak, ale 3 miesiące wcześniej

Według art. 98.2 Konstytucji prezydent zarządza wybory parlamentarne "nie później niż na 90 dni przed upływem 4 lat od rozpoczęcia kadencji Sejmu i Senatu". Ponieważ kadencja obecnego Sejmu kończy się 12 listopada, Andrzej Duda najpóźniej może ogłosić wybory 20 sierpnia. W połączeniu z orzecznictwem TK oznacza to jednak, że trwający 6 miesięcy zakaz dokonywania zmian w prawie wyborczym powinien zacząć obowiązywać 20 lutego.

Wyroki TK są jednoznaczne; w sprawie Kp 3/09 z 2009 Trybunał wprost stwierdził, że okres ciszy legislacyjnej w prawie wyborczym dotyczy 6 miesięcy "przed wyborami, rozumianymi nie tylko jako akt głosowania, lecz także jako całość czynności objętych kalendarzem wyborczym". Dwa lata później, w sprawie K 9/11 Trybunał jeszcze to doprecyzował, wyjaśniając, że "sześciomiesięczny okres ciszy legislacyjnej musi być wyznaczony w stosunku do jedynej daty pewnej w świetle Konstytucji, tj. ostatniego dnia, kiedy zarządzenie wyborów jest możliwe".

Siedem tygodni na zmianę Kodeksu

Aby nowe przepisy mogły zadziałać w najbliższych wyborach parlamentarnych, muszą więc być uchwalone przez Sejm, Senat, podpisane przez Prezydenta i opublikowane przed 20 lutego. Szansa na to jest nikła;

- projekt został wprawdzie wniesiony do Sejmu 22 grudnia, ale od tego czasu prace nad nim nie ruszyły. Jego pierwsze czytanie może się odbyć najwcześniej 11 stycznia. Kodeksu wyborczego nie ma dotąd w przewidzianym na to posiedzenie porządku obrad, ani nawet w wykazie projektów, które mogą się w nim znaleźć.

- ponieważ chodzi o zmianę Kodeksu, wskazane byłoby powołanie do rozpatrzenia zmian Komisji Nadzwyczajnej, działającej w osobnym trybie. Jeśli Sejm tego nie zrobi, projekt rozpatrzą komisje stałe, zasięgając opinii ekspertów, których na razie nie ma. Bardzo możliwe, że prace zostaną zakończone dopiero na kolejnym posiedzeniu, 25-26 stycznia.

- jeśli nawet Sejm uchwali Kodeks w trybie ekspresowym, trafi on do Senatu, który ma na wniesienie do niego uwag 30 dni. W wypadku uchwalenia na najbliższym posiedzeniu jest jeszcze możliwe dotrzymanie wymogów Konstytucji, bo Sejm pewnie zdąży z zaopiniowaniem stanowiska Senatu. To jednak także nic pewnego.

Niekonstytucyjnie albo za późno

Wykorzystanie przez Senat 30 dni na rozpatrzenie ustawy będzie jednak oznaczało przekroczenie granicy "ciszy legislacyjnej". Kodeks wyborczy albo wejdzie więc w życie z naruszeniem zasad prawa wyborczego, sformułowanych przez TK, albo... zacznie obowiązywać dopiero w kolejnych wyborach parlamentarnych.

Zmiany istotne, czy nie?

Reguły wprowadzone wyrokami Trybunału, na co warto zwrócić uwagę, dotyczą zmian "istotnych", za jakie TK uznał ochronę organów wyborczych, systemu przeliczania głosów na okręgi wyborcze oraz same okręgi wyborcze. Broniąc ew. naruszenia "ciszy legislacyjnej" autorzy projektu mogą próbować utrzymywać, że profrekwencyjne zmiany nie należą do kategorii "istotnych"

To jednak będzie trudne, zważywszy, że przedstawiony przez nich projekt zmienia np. stałe obwody do głosowania. Jeśli obowiązujące prawo określa coś mianem "stałe", to zmiana tego czegoś wydaje się istotna. Liczba obwodowych komisji wyborczych ma wg projektu wzrosnąć o ok. 6 tysięcy - to też zmiana raczej niebagatelna. Zmieniona ordynacja znosi w każdym obwodzie podział na komisje ds. głosowania i ustalenia jego wyników i np. umożliwia podział istniejących obwodów na wniosek wyborców.

Projekt wprowadza też nowy sposób wyłaniania składów okręgowych komisji wyborczych, w których nie będą już musieli zasiadać sędziowie, a wystarczą osoby, mające wykształcenie prawnicze.

Obronienie tezy, że takie zmiany nie są istotne na tyle, by dać wyborcom określony przez TK czas na zapoznanie się z nimi wydaje się zadaniem bardzo ambitnym.