Czas oczekiwania na wyniki badań próbek z polskiego tupolewa, które są już w Warszawie, będzie zdecydowanie krótszy, niż wcześniej informowano - ustalił nieoficjalnie reporter RMF FM Roman Osica. Opinii biegłych należy się spodziewać za 3-4 miesiące.

REKLAMA

Zespół, który będzie badał materiał wysokoenergetyczny z wraku Tu-154M, ma pracować pełną parą. Próbki przylecą dziś do Warszawy na pokładzie wojskowej casy. Z lotniska zostaną przewiezione w specjalnym, policyjnym konwoju do Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego.

Tam powstanie opinia, która odpowie na bardzo ważne dla śledztwa pytanie, czy znalezione na wraku tupolewa substancje to trotyl i nitrogliceryna. Jeśli potwierdziłoby się, że znaleziono te właśnie związki, eksperci na podstawie próbek mieliby też wyjaśnić, czy doszło do wybuchu czy nie.

Medialne zamieszanie wokół doniesienia o materiałach wybuchowych

Polscy prokuratorzy mieli wątpliwości co do rosyjskiej ekspertyzy pirotechnicznej. Nasi biegli odmówili podpisania ostatecznej opinii o przyczynach zgonu ofiar katastrofy bez dokładnego przebadania wraku. Dlatego do Smoleńska - wraz z prokuratorami - pojechali biegli pirotechnicy z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego oraz Centralnego Biura Śledczego.

Pod koniec października "Rzeczpospolita" opublikowała sensacyjny artykuł, z którego wynikało, że urządzenia wykazały, iż na 30 fotelach lotniczych są ślady trotylu oraz nitrogliceryny. Substancje miały zostać znalezione również na śródpłaciu samolotu, w miejscu łączenia kadłuba ze skrzydłem.

Jeszcze tego samego dnia informacje te częściowo zdementowała Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Płk Ireneusz Szeląg poinformował na konferencji prasowej, że urządzenia wykorzystane w Smoleńsku wykazały obecność cząstek wysokoenergetycznych, które mogą wchodzić w skład materiałów wybuchowych, ale nie muszą.

Później ze swojego artykułu wycofała się także "Rzeczpospolita", która opublikowała oświadczenie, że pomyliła się, pisząc o trotylu i nitroglicerynie. To mogły być te składniki, ale nie musiały - oznajmiła, zaznaczając jednak, że "nie można wykluczyć materiałów wybuchowych".