Są kraje, w których samo państwo przeprowadza sondaż. Państwo samo siebie dodatkowo kontroluje, żeby się przekonać, czy wybory zostały we wszystkich miejscach przeprowadzone w sposób właściwy. Jest to bowiem częsta na świecie sytuacja, że te anomalie mają lokalny charakter i państwo chce to wiedzieć, chce to sprawdzić.- podkreślają eksperci w rozmowie z dziennikarzami RMF FM. Grzegorz Jasiński i Bogdan Zalewski przeprowadzili wywiad z profesorem Karolem Życzkowskim - z Instytutu Fizyki UJ i Centrum Fizyki Teoretycznej PAN oraz profesorem Wojciechem Słomczyńskim - matematykiem z UJ, synem słynnego, nieżyjącego tłumacza literatury pięknej Macieja Słomczyńskiego i autora kryminałów pisanych pod pseudonimem Joe Alex. Profesorowie Życzkowski i Słomczyński są współautorami książki "Każdy głos się liczy! Wędrówka przez krainę wyborów", którą czyta się jak naukowy kryminał. Kto jest podejrzanym? Liczby, a czasem liczący!

REKLAMA

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

Jasiński & Zalewski - rozmowa wyborcza 3

Karol Życzkowski: Komisja centralna, krajowa mówi, że to było w gestii komisji wojewódzkiej, że na Mazowszu mogło być inaczej, niż w Krakowie, czy Wrocławiu. Nikomu jednak nie przyszło do głowy, by taki wzór karty zeskanować i wrzucić do Internetu.

Grzegorz Jasiński: Jednym z ostatnich postulatów, który panowie opublikowali (ostatni w tym wypadku nie oznacza najmniej ważny), jest propozycja, aby badania sondażowe były prowadzone w kolejnych wyborach przez przynajmniej dwie konkurujące ze sobą firmy. Już wiemy, że ten postulat nie zostanie spełniony, co więcej misję sondażową dostała ta sama firma, która ...

Karol Życzkowski: W "nagrodę" za dobre wyniki, które przedstawiła ostatnim razem ...

Jasiński: Właśnie. Teraz pojawia się pytanie, jak to jest możliwe, że ktoś kto albo mylił się, albo nie potrafił udowodnić i obronić tego, że się nie mylił, zostaje w następnych wyborach zatrudniony ponownie?

Karol Życzkowski: To ja może zacznę od tego, że oprócz PKW, która odpowiada za to, żeby wybory były rzetelnie i dobrze przeprowadzone, bardzo duża jest rola instytucji, które badają opinię publiczną. Jeśli jest tylko jedno źródło, które często się może mylić, to wpływ na rozwój informacji politycznej jest duży, można powiedzieć zatrważająco duży.

Jasiński: Ale firma nie broniła swojego dobrego imienia zbyt intensywnie. Mam na myśli przedstawienie danych do analizy niezależnym ekspertom metodologii prowadzenia tych badań, prawda? Pomylili się w przypadku PSL i PiS o dobrych kilka procent i właściwie...

Karol Życzkowski: Znowu wygrali kolejny przetarg. Żeby to już było zupełnie jasne. W większości demokratycznych krajów na świecie tego rzędu błąd, bo to był błąd ogromny, spowodowałby jakieś skutki. To znaczy albo musiałaby taka firma się bardzo dokładnie tłumaczyć z tego, jakie były metodologiczne powody powstania tego wielkiego błędu. Tak było w przypadku wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych, bodajże w stanie Iowa. Tam był też taki bardzo duży błąd, bardzo duża niezgodność między wynikiem ostatecznym, a wynikiem sondażu. Firma, która to przeprowadziła, bardzo dokładnie tłumaczyła, jak ten błąd mógł powstać. Inaczej jej pozycja na rynku byłaby natychmiast podważona.

Wojciech Słomczyński: A więc to jest fascynujące, że u nas nic takiego nie zaszło.

Bogdan Zalewski: A ja będę, że tak powiem, advocatus Ipsos. Będę obrońcą tej firmy. Nie mam tu żadnych, że tak powiem, osobistych powodów. Natomiast coś mnie zastanawia. Odwrócę sytuację. Może Ipsos to był dobry termometr, tylko niestety gdzieś tam obok działała ... "grzałka" i "podgrzewała" wyniki.

Karol Życzkowski: Może, ale my tego do końca nie wiemy. Ale co wiemy? Wiemy, że Ipsos nie miał ochoty, ani potrzeby jasno przedstawić metodologii swoich badań i jasno przedstawić wyniki numeryczne, które uzyskał. Wcale nie chodziło mu o to, aby przekonać opinię publiczną, że to on się nie mylił....

Bogdan Zalewski: Panie Profesorze, a jaka jest stawka takiego przekonywania? Wyobraźmy sobie taką teoretyczną sytuację. Gdyby Ipsos udowodnił, że w Polsce fałszuje się wybory? To co?

Karol Życzkowski: Dobrze. Według mnie, po wypowiedziach przedstawicieli Ipsosu, szansa, że wygrają kolejny kontrakt powinna spaść do zera, ponieważ ta firma albo się pomyliła więcej niż powinna, a na pewno nie umiała racjonalnie wytłumaczyć źródeł rozbieżności. Nie umiała powiedzieć jasno, my robiliśmy tak i tak. Proszę, oto są nasze wyniki. To można zbadać, to można zobaczyć, jak interpretowaliśmy głosy nieważne, jak interpretowaliśmy odpowiedzi ludzi, którzy nie udzielili nam odpowiedzi. Takie przypadki też się zdarzają. Nie powiedziała jasno jaką miała próbkę, jaki był dobór respondentów i oczywiście można powiedzieć, że zadziwiająca jest taka rozbieżność. Można tłumaczyć, że pomylili się, albo przedstawiciele Ipsosu, albo organizatorzy wyborów, czyli PKW, albo obie strony.

Wojciech Słomczyński: Może być też tak, że różnica polega na tym, iż ludzie oddają w pewien sposób głos. Natomiast potem ankieterom mówią, jak chcieli głosować. Więc to też świadczy o tym, jak ludzie chcieli głosować i jak zagłosowali. To jest ewidentnie coś innego. Jeżeli to jest co innego, to jest to jedna z możliwych hipotez, i to znowu bardzo źle świadczy o tym termometrze. Cały czas nawiązując do tej metafory, że termometr nie zmierzył tak naprawdę tej temperatury.

Bogdan Zalewski: Ale wyobrażacie sobie panowie taką sytuację, że Ipsos działa w Rosji Putina i podaje jakieś wyniki exit poll, które się kompletnie rozmijają z tymi ostatecznymi wynikami. I teraz co? Czy Ipsos ma tłumaczyć całemu światu, że w Rosji nie ma demokracji, tylko jest demokratura?

Karol Życzkowski: Powinien przedstawić jasno, jak wykonywał swoje obliczenia. Na jakich danych się oparł, żeby być przeźroczysty dla ludzi, którzy się interesują statystyką. Żeby oni mieli przekonanie, że on tę rzecz zrobił dobrze. A w tej chwili jest odwrotnie- mamy właśnie poszlaki, by sądzić, że próbka, którą dobrał była niereprezentatywna i że niewłaściwie interpretowano odmowy udzielenia odpowiedzi.

Bogdan Zalewski: Jeszcze raz to podkreślę. Może stawką tego typu ujawnienia będzie naprawdę konsekwencja, która jest daleko idąca: podważenie tezy, że w Polsce w ogóle panuje system demokratyczny?

Karol Życzkowski: Dobrze, proszę panów, myśmy od dawna sugerowali, czy postulowali, żeby jednak były co najmniej dwa ośrodki, które wykonują obliczenia. Oczywiście prywatna telewizja może sobie zatrudniać prywatną firmę, może to robić za własne pieniądze jak chce. Jednak jeżeli z pieniędzy podatnika opłaca się firmę sondażową, dobrze jest, żeby w kontrakcie wpisać, że ta firma powinna po przedstawieniu wyników swoich badań przedstawić dokładnie metodologię, w ten sposób, żeby wszyscy badacze mogli się do tego odnieść. Tego nie było. To jest troszkę tak, jakbyśmy jako podatnicy kupowali kota w worku, płacili dużo pieniędzy, niedokładnie wiedząc za co.

Wojciech Słomczyński: Jest jeszcze inne rozwiązanie. Są kraje, w których samo państwo przeprowadza sondaż. Państwo samo siebie dodatkowo kontroluje, żeby się przekonać, czy wybory zostały we wszystkich miejscach przeprowadzone w sposób właściwy. Jest to bowiem częsta na świecie sytuacja, że te anomalie mają lokalny charakter i państwo chce to wiedzieć, chce to sprawdzić. Takie np. były wnioski ostatnich badań nad przebiegiem wyborów parlamentarnych w Wielkiej Brytanii. Była opinia komisji, że w pewnych okręgach były najprawdopodobniej nieprawidłowości i na te okręgi trzeba w nadchodzących wyborach parlamentarnych zwrócić szczególną uwagę. To np. uzyskuje się czasami przez przeprowadzenie, nawet nie przez niezależną sondażownię, ale przez samo państwo, przez tego samego organizatora wyborów. To też się na świecie stosuje.

Bogdan Zalewski: No właśnie. My się porównujemy do państw zachodnich, a wyobrażacie sobie panowie taką sytuację, np. w Wielkiej Brytanii, że na kartach do głosowania jedna kratka jest minimalnie większa od drugiej?

Karol Życzkowski: Rzeczywiście było tak (w Polsce). Przyznajemy.

Bogdan Zalewski: Było tak przy ostatnich wyborach prezydenckich . Kratka Jarosława Kaczyńskiego była mniejsza od kratki przy nazwisku Bronisława Komorowskiego.

Karol Życzkowski: Dobrze. To kolejny raz pokazuje co najmniej niekompetencję organizatorów wyborów. Nie da się tego logicznie wytłumaczyć.

Bogdan Zalewski: Nie za dużo jest tych przypadków po prostu? Bo naprawdę można wyliczyć tutaj... ja mogę wyliczyć 10, jeżeli panowie chcą, tego typu tzw. anomalii.

Wojciech Słomczyński: Ja może powiem tak, że takie rzeczy łatwiej się niewątpliwie zdarzają, gdy jest ogólny bałagan i jeżeli jest system, który nie działa, po prostu. Zwiększa to możliwość zarówno anomalii jak i jakichś umyślnych przekroczeń prawa. Na pewno jest łatwiej, żeby....

Bogdan Zalewski: Większa kratka to nie była kwestia przypadku. Ktoś świadomie nie skopiował drugiej krateczki, tylko ją zrobił większą.

Karol Życzkowski: Na skutek ogólnego bałaganu, czy braku rozsądnych systemowych działań nie skontrolowano tego. Ktoś do tego dopuścił.

Wojciech Słomczyński: To znaczy było gorzej w pewnym sensie. To znaczy to, że te kratki były nierówne, na ile próbowałem się dowiedzieć, było prawdopodobnie zgodne z prawem. I tu jest ten problem, że ta rzecz nie była ujęta w przepisach prawnych. Powinno to być jednoznacznie napisane. Wracam tu do systemowych rzeczy.

Bogdan Zalewski: I tak zupełnie "przypadkowo" te karty wydrukowano w gospodarstwie pomocniczym kancelarii premiera Tuska? My tutaj się posługujemy takim kodem racjonalnym i bardzo dobrze. Natomiast w Polsce tej racjonalności nie ma ani za grosz, albo to jest inna racjonalność.

Karol Życzkowski: No, to jest rzeczywiście smutne i z tym się musimy zgodzić. I dlatego nasze działania w tej chwili idą w tym kierunku. Nie sądziłem, by były jakiekolwiek przesłanki, żeby te ostatnie samorządowe wybory unieważniać. Natomiast jest mnóstwo przesłanek, aby zastanowić się, co zrobić, żeby kolejne wybory były zrobione lepiej. Po roku 2010 niestety nikt nie wyciągnął wniosków, nic nie zrobiono lepiej. Odwrotnie, sytuacja się pogorszyła pod wieloma względami. Teraz po publikacji naszej książki i kilku artykułów organizujemy konferencje na Uniwersytecie Jagiellońskim, właśnie na temat wiarygodności wyników wyborów samorządowych w roku 2014. Ponieważ smuci nas i zastanawia fakt, że kolejne wybory organizuje się w taki sposób, że zaufanie do nich, zaufanie do całego systemu maleje. Niezależnie od tego kto wygra wybory, a kto przegra, działa to strasznie szkodliwie w skali całego państwa.

Tam są kolumny cyfr, które są źle zsumowane. Ja nie mówię, że tych przypadków są tysiące, ale dziesiątki na pewno. Tak jak patrzyliśmy, po prostu nikt tego nie sprawdza. Nikt nie kontroluje jakości tych udostępnianych danych. Na taki bałagan nadal panujący w Państwowej Komisji Wyborczej po ostatnich wyborach samorządowych zwracają uwagę eksperci w rozmowie z dziennikarzami RMF FM.

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

Jasiński & Zalewski - rozmowa wyborcza 4

[CLIP]

Grzegorz Jasiński: My oczywiście dzisiaj rozmawiamy nieprzypadkowo tuż przed pierwszą turą wyborów prezydenckich, bo nie możemy uciec od pytania, z jakiego typu nieprawidłowościami i nieregularnościami moglibyśmy mieć do czynienia w zbliżających się wyborach prezydenckich? Mówimy całkowicie hipotetycznie, pytamy panów jako ekspertów, czego możemy się, nie mówię spodziewać, ale ewentualnie obawiać?

Wojciech Słomczyński: Powiedzmy takie zdanie warunkowe: niewątpliwie wybory prezydenckie są najłatwiejszymi wyborami do przeprowadzenia, jak wszystkie wybory, które są według prostej, nieskomplikowanej ordynacji zakładającej dwie tury. Chcemy wyłonić jedną osobę spośród niewielkiego grona kandydatów i mamy te same karty wyborcze w całym kraju, więc nie powinniśmy się spodziewać żadnych nieprawidłowości. Gdyby jakiekolwiek nieprawidłowości wystąpiły, są tutaj łatwiejsze do zliczania. Jeżeli nawet pomyślimy o tym samym systemie informatycznym, który zawiódł przy ostatnich wyborach samorządowych. Tu nie powinny się wydarzyć żadne nieprawidłowości. Oczywiście, jak przed sekundą mówiliśmy już o przypadkowym wypadku, że jedna kratka do głosowania była ciut większa od drugiej, to oczywiście może się zdarzyć, ale nie powinno się zdarzyć teraz. W przypadku minionym sąd nawet zajmował się tą sprawą i ustalił, że różnica jest tak niewielka, że nie uważa aby mogło to wpłynąć na wynik wyborczy.

Bogdan Zalewski: I to jest kolejny element, panie profesorze. Sądy odrzucają protesty w tak ewidentnych sprawach. Nie mamy systemu kontrolnego. Nie mamy systemu sądowniczego. Po prostu państwo nie działa.

Karol Życzkowski: To oczywiście jest kolejne czerwone światło, które się zapaliło i jest to znane. Oczywiście mam nadzieję teraz, że ci którzy przygotowują karty do głosowania, zrobią je jednolite w całej Polsce. Powinno być łatwiej.

Grzegorz Jasiński: Liczą się z tym, że wyborcy przyjdą z linijkami i będą mierzyć.

Karol Życzkowski: Nie, ale może liczą się z tym, że po ostatnich przypadkach i nagłośnieniu tej sprawy taka sprawa jest jasna i głośna. Może ktoś dopilnuje, żeby kratki były wszystkie takie same, ale oczywiście trudno sobie wyobrazić co się może zdarzyć na skutek niekompetencji, niechlujstwa i braku dokładności. Oczywiście nie można wykluczać przypadku, że ktoś to robi celowo.

Bogdan Zalewski: No właśnie, bo za każdym razem mamy, że tak powiem, inną metodologię błędów. Mamy teraz po wpadce z systemem Nabino, systemem komputerowym zliczającym wyniki wyborów, inny wadliwy system - "Źródło"- już nie zliczający wyników wyborczych, ale który też może być źródłem różnych dziwnych sytuacji.

Karol Życzkowski: Oczywiście, że do końca trudno wszystko przewidzieć, jak może być . Ale jest jedno, co łatwo zaproponować, żeby zmniejszyć prawdopodobieństwo, że opinia publiczna będzie podejrzewać fałszowanie wyborów. Wszystko od A do Z powinno być jak najbardziej jawne. W jakim sensie? To nie jest trudne w obecnym czasie, żeby wszystkie protokoły każdej komisji wyborczej natychmiast po zakończeniu liczenia głosów były od razu ujawnione w Internecie. Żeby to samo dotyczyło komisji okręgowych i komisji centralnych. Tylko wtedy wszyscy zainteresowani będą mogli sprawdzić swoje podejrzenia, jeżeli wszystkie wyniki będą jawne. To ułatwiłoby pracę także osobom takim jak my, którzy interesują się statystyką. Umożliwienie dostępu do wszystkich wyników na różnych szczeblach kosztuje niewiele, prawie że nic i to powinno być ustawowym obowiązkiem biura wyborczego. To jest krok, który mógłby się przyczynić do pewnego wzrostu zaufania wyborców do systemu. To zaufanie zostało bardzo poważnie w ostatnich wyborach nadszarpnięte.

Grzegorz Jasiński: Spodziewacie się panowie, że te dane będą dostępne?

Karol Życzkowski: Obawiam się że nie.

Wojciech Słomczyński: Według mnie sposób prezentacji danych przez PKW wyników wyborczych jest absolutnie anachroniczny, nawet jeżeli się popatrzy na strony internetowe. Co gorsza, jeżeli się próbuje z nich skorzystać , to jest ewidentnie standard sprzed dobrych kilku, albo kilkunastu lat.

Karol Życzkowski: Chodzi o to, że obowiązkiem komisji wyborczych, czy biura wyborczego powinno być jak najszersze udostępnienie tych danych i to nie tylko w języku polskim, ale także naukowcom z innych krajów, którzy uważają - i słusznie- że wyniki wyborów w każdym kraju są ciekawe. Trzeba je udostępnić do różnego rodzaju porównań i różnych analiz. Oczywiście to powinno być zawsze dostępne na serwerach PKW już na wszystkie czasy do badań przyszłych. Myśmy tego typu postulaty zgłaszali przed wyborami samorządowymi, po wyborach i na razie...

Bogdan Zalewski: Bez odzewu?

Karol Życzkowski: Obawiamy się, że odzewu nie będzie, mimo że akurat w tych wyborach to jest bardzo łatwe. W tych wyborach te protokoły będą proste i krótkie.

Bogdan Zalewski: To też jest zastanawiające, dlaczego odzewu nie ma.

Wojciech Słomczyński: To jest łatwe do zrobienia. A nie widać w ogóle żadnego trudu ze strony PKW, żeby te dane w sposób przystępny udostępniać. Teraz gdy naukowcy chcą ściągnąć te dane, muszą robić niesamowite łamańce. Bo to się da zrobić, myśmy to zrobili, ale to nie jest coś, co na pewno każdy obywatel może sobie pościągać, skorzystać...

Karol Życzkowski: Tu może jeszcze wejdę w słowo i dodam, że ostateczne wyniki wyborów samorządowych z listopada 2014 były opublikowane, udostępnione dopiero w marcu tego roku.

Wojciech Słomczyński: I to jeszcze w sposób niepełny. Jeszcze nie ma... nie wiem, może w tej chwili są ... ale bardzo długo nie było pełnych wyników, brakowało z dwóch miejsc.

Bogdan Zalewski: Znowu bardzo ciężko zostawić bez komentarza tych "przypadków".

Grzegorz Jasiński: Tym bardziej, że tam różniły się bardzo istotne parametry, chociażby procentowa ilość głosów nieważnych.

Wojciech Słomczyński: Aż do takich anegdotycznych rzeczy... Tam są kolumny cyfr, które są źle zsumowane. Ja nie mówię, że tych przypadków są tysiące, ale dziesiątki na pewno. Tak jak patrzyliśmy, po prostu nikt tego nie sprawdza. Nikt nie kontroluje jakości tych udostępnianych danych.

Bogdan Zalewski: Pomimo takiego chaosu, ciągle wprowadzane są nowinki, m.in. głosowanie korespondencyjne, które w tych wyborach będzie powszechne. Czy to też nie jest pole do popisu dla przeróżnych dziwnych działań?

Karol Życzkowski: Ogólnie wydawałoby się, że ustawodawca, czy pomysłodawca ma dobre intencje. Oczywiście rozsądne jest, żeby udostępnić prawo do głosowania osobom, które w danym momencie nie mogą głosować. Ale czasami dobre intencje przynoszą opłakane skutki . Dodam, że nie tak dawno był pomysł, żeby udostępnić głosowanie, ułatwić je głosującym, którzy nie widzą i przygotować głosy metodą alfabetu Braille’a . To oczywiście jest rozsądny i szlachetny pomysł. Tylko, jak się wydaje, właśnie ta koncepcja spowodowała perturbacje dla wszystkich innych głosujących, ponieważ zmieniono kształt kart do głosowania. Pomysł w zasadzie szlachetny i dobry, żeby niewidomym ułatwić życie, spowodował efekty uboczne, których nikt już nie zbadał. Tak samo może być tutaj. Nie wiemy do końca, czy ludzie, którzy mieli szlachetny pomysł - żeby ułatwić życie osobom, którzy nie mogą przyjść do lokalu wyborczego, mogli głosować w sposób korespondencyjny- przemyśleli, jakie to będzie miało konsekwencje. Czy to nie zwiększy chaosu i bałaganu.

Wojciech Słomczyński: Wydawałoby się, że to jest do przeprowadzenia w tym sensie, że głosowanie korespondencyjne nie jest współcześnie czymś bardzo dziwnym. Ono jest w bardzo wielu krajach stosowane i działa. To jest raczej kwestia tego, czy technicznie jesteśmy przygotowani na pewne rzeczy, a nie czy one są w ogóle możliwe w procedurze demokratycznej. To jest troszkę inna sprawa niż głosowanie elektroniczne, które do dzisiaj stanowi rzecz bardzo kontrowersyjną i nie zostało tak naprawdę wprowadzone. Jedynie w Estonii zostało wprowadzone.

Bogdan Zalewski: W Brazylii - już chyba na początku lat 90.

Wojciech Słomczyński: Ja mam na myśli nie jakieś ułatwienia w samej procedurze głosowania w lokalu wyborczym, tylko głosowanie przez Internet. I tego się na świecie nie stosuje.

Karol Życzkowski: Z różnych powodów.

Wojciech Słomczyński: To byłoby możliwe, ale są pewne trudności.

Karol Życzkowski: W niektórych krajach np. w Holandii i w Estonii były takie próby, ale na razie od tego odstąpiono. Były za duże wątpliwości, na ile ten system jest rzeczywiście rzetelny i do końca uczciwy.

Wojciech Słomczyński: Gdyby ktoś w Polsce to proponował, to ja bym odradzał, ponieważ zdajemy sobie sprawę, że kraje o najdłuższych tradycjach demokratycznych i o najwyższym poziomie technologicznym tego nie wprowadzają. Wprowadzanie tego w Polsce to byłoby bardzo duże ryzyko. Natomiast głosowanie korespondencyjne to jest coś, co jest znane od wielu lat.

Grzegorz Jasiński: Podobnie jak liczenie głosów, udostępnianie kart wyborczych...

Karol Życzkowski: Nie mam nic przeciwko głosowaniu korespondencyjnemu, natomiast rzeczywiście w obecnej sytuacji w Polsce trzeba tylko się dobrze przyjrzeć, czy nie spowoduje to znowu zwiększenia liczby głosów nieważnych, czy nie spowoduje jakiś innych perturbacji. Gdyż, jak widać, ci którzy mają dobre intencje, nie zawsze myślą, jaki to będzie miało konkretnie efekt dla całości działania systemu.

Wojciech Słomczyński: Jeśli chodzi o ten system wyborczy, który zawiódł w czasie ostatnich wyborów, to często się spotykam z takim określeniem, że z tym systemem problem polega na tym, że on nigdy nie działał. On był testowany troszkę wcześniej w wyborach uzupełniających do senatu i wystąpiły dokładnie te same problemy, które potem się kilka miesięcy później w wyborach samorządowych ujawniły w skali całego kraju. Znowu po prostu nie było żadnych wniosków z tego, że to zawiodło. Przynajmniej nie widać, żeby ktoś z tego, jakiekolwiek wnioski wysnuł.

Grzegorz Jasiński: Wspomniał pan o tym, że wybory prezydenckie są dużo proste, bo łatwiej je można ogarnąć. Oczywiście jest różnica pomiędzy pierwszą turą, gdy będzie np. 11 kandydatów i drugą turą, gdzie ich będzie dwóch , jeśli będzie druga tura. W którym z tych przypadków, w pierwszej czy w drugiej turze można się ewentualnie, w całkowicie hipotetycznej sytuacji, spodziewać większych nieregularności? Z czysto matematycznego punktu widzenia.

Karol Życzkowski: Mogę mieć tylko nadzieję, że nie będzie ich wcale i jak wystąpią, to będziemy badać.

Grzegorz Jasiński: A jakie miałyby być, żebyście panowie podnieśli alarm? Ale taki już naprawdę....

Wojciech Słomczyński: Pierwsza tura jest trudniejsza, bo jest więcej kandydatów, druga tura gdzie mamy te same wybory w skali Polski między dwoma kandydatami, po prostu nie ma prostszych wyborów. Ja bym powiedział, że każde nieprawidłowości wywołałyby moje poważne zaniepokojenie w drugiej turze wyborów, bo po prostu nic prostszego nie ma. Nie ma prostszych wyborów, które można gdziekolwiek przeprowadzić, więc tam powinien być procent głosów nieważnych stosunkowo niski.

Karol Życzkowski: Nie powinno być poważnych korelacji np. między frekwencją, a poparciem dla zwycięskiego kandydata. Takich testów korelacyjnych robi się wiele i mam nadzieję, że nie będziemy mieć żadnych poszlak do tego, żeby sądzić że jakieś nieregularności miały miejsce.

Grzegorz Jasiński i Bogdan Zalewski: Bardzo dziękujemy za tę rozmowę.

PODEJRZANE SĄ LICZBY CZY MOŻE LICZĄCY? KTO JEST WINNY WYBORCZYCH ANOMALII? Przeczytaj pierwszą część rozmowy naszych dziennikarzy