Marek Pyza i Marcin Wikło w najnowszym wydaniu tygodnika "wSieci" piszą o kontaktach polskich władz z Rosją po 10 kwietnia 2010 r. "Nigdy wcześniej tej wagi materiały w sprawie katastrofy smoleńskiej nie były przedstawione opinii publicznej. Dotarliśmy do kilkudziesięciu niejawnych dokumentów opatrzonych klauzulami - wciąż obowiązującymi - 'zastrzeżone'. Te notatki i szyfrogramy pozwalają po raz pierwszy zajrzeć do szokującej kuchni rozmów na najwyższym szczeblu" - piszą dziennikarze o odnalezionych przez nich notatkach ze spotkań najwyższych polskich urzędników ze swoimi rosyjskimi odpowiednikami.

REKLAMA

Otwieraliśmy szeroko oczy, widząc, że w kontaktach dyplomatycznych ważniejsze od prawdy i rzetelnego śledztwa było wszystko: Centra Dialogu i Porozumienia, mały ruch graniczny, plany budowy elektrowni atomowej w obwodzie kaliningradzkim, kwestie nieruchomości dyplomatycznych, wizy dla Rosjan w UE, opieka nad cmentarzami radzieckimi w Polsce, wymiana młodzieży czy niestabilność sytuacji w Mołdowie. Byle omijać temat najważniejszy - nie kryją swojego zdziwienia dziennikarze.

Pyza i Wikło zwracają też uwagę, że początki takiego nastawienia ówczesnych władz sięgają jeszcze 2009 roku, kiedy Władimir Putin przyjechał na obchody rocznicy wybuchu II wojny światowej.

Swoją obecność na Westerplatte i wysłuchanie dosadnego przemówienia Lecha Kaczyńskiego Władimir Putin potraktował jak inwestycję i kartę przetargową, którą nie raz zagra w negocjacjach z Polską. Jeszcze ważniejszy był jego spacer z Donaldem Tuskiem po sopockim molo. Polski premier publicznie bagatelizował to spotkanie, twierdząc, że rozmawiano jedynie kurtuazyjnie. Jego waga była jednak tak wielka, że dyplomaci w późniejszych rozmowach stosowali określenie "realiów postsopockich" - przypominają publicyści.

Opisując wydarzenia poprzedzające wizytę polskiej delegacji w Smoleńsku publicyści ujawniają treści szyfrogramów wymienianych przez korpusy dyplomatyczne obu państw, które jednoznacznie świadczą o staraniach podejmowanych przez obie strony, aby Lech Kaczyński nie wziął udziału w głównej części obchodów. Jednak najbardziej przerażające są dokumenty powstałe już po tragedii.

Sikorski z Ławrowem rozmawiali m.in. o Centrach Dialogu i Porozumienia, Polsko-Rosyjskim Forum Dialogu Obywatelskiego, małym ruchu granicznym [...]. O Smoleńsku padło jedno zdanie: "Ustaliliśmy, iż dla lepszej współpracy w rozwiązywaniu problemów wynikających z katastrofy smoleńskiej oraz dla obsługi osób wizytujących cmentarz wojskowy w Katyniu, w Smoleńsku zostanie otwarte polskie przedstawicielstwo konsularne, a także ustanowiony będzie urząd przedstawiciela MSZ FR"
- relacjonują wizytę ministra spraw zagranicznych Rosji dziennikarze "wSieci".

Artykuł w nowym numerze tygodnika dostarcza także informacji o wielu innych wizytach i rozmowach przedstawicieli polskiej i rosyjskiej administracji.

W świetle tego, co przedstawiliśmy, nie ma wątpliwości, że polskie państwo po 10 kwietnia 2010 r. abdykowało. Politycy rządzącej wówczas partii nie walczyli jak lwy o prawdę dotyczącą katastrofy. To wiemy. Ale oni nawet nie stwarzali pozorów, że im na tym zależy. Nie odważyli się stawiać Rosji ani żądań, ani trudnych pytań. Choćby wtedy, gdy wschodnie mocarstwo nie mogło odmówić nam niczego, bo patrzył cały świat - czytamy w podsumowaniu artykułu na łamach "wSieci".

Więcej na temat dokumentów, do których dotarli Marek Pyza i Marcin Wikło, na łamach najnowszego numeru tygodnika "wSieci".

wSieci