W ostatnich tygodniach przez Kiszyniów, stolicę Mołdawii, przeszły wielotysięczne protesty. Ich uczestnicy przekonywali, że wychodzą na ulice, by sprzeciwić się wysokim kosztom życia i wciąż rosnącym cenom, m.in. energii. Choć rządzący tym krajem przyznają, że jego obywatele mają powody do niezadowolenia, są jednocześnie przekonani, że tę sytuację próbuje wykorzystać Rosja, która ma destabilizować państwo.

REKLAMA

O obecnej sytuacji w Mołdawii oraz m.in. o współpracy z Europą rządowa delegacja z Kiszyniowa rozmawiała przez ostatnich kilka dni z polskimi parterami w Warszawie. Obecny w stolicy wicepremier kraju Dumitru Alaiba spotkał się z reporterem RMF FM, odpowiadając na kilka istotnych pytań, dotyczących nastrojów panujących w Mołdawii. Odpowiedzialny za gospodarkę państwa Alaiba przyznał, że część mołdawskiego społeczeństwa rzeczywiście może poważnie odczuwać znaczny wzrost cen, co mogłoby tłumaczyć negatywne nastroje i uliczne protesty. Polityk przekonuje, że w niedawnych zajściach w Kiszyniowie jest jednak drugie dno.

Ceny w naszym kraju, podobnie zresztą jak obecnie w wielu innych krajach, znacznie wzrosły. Zdaję sobie sprawę, że część społeczeństwa cierpi z tego powodu. Stoją za tym ceny energii, inflacja. Staramy się nie lekceważyć tego problemu. Wiemy jednak, że są politycy, którzy próbują wykorzystać tę sytuację, próbują skłócić rząd. Naszym zdaniem są sterowani przez Moskwę - tłumaczy w rozmowie z RMF FM Dumitru Alaiba.

Wicepremier Mołdawii przekonuje, że rząd zdaje sobie sprawę, iż część protestujących na ulicach rzeczywiście odczuła wzrost kosztów życia i jest zaniepokojona sytuacją. Dodaje jednak, że obecna proeuropejska ekipa rządząca krajem stara się robić wszystko, by wesprzeć najuboższych w tym trudnym czasie. Rządzący Mołdawią oceniają też jednak, że większość biorących udział w manifestacjach to osoby, którym prorosyjskie partie opozycyjne płacą za udział w tego rodzaju spotkaniach.

To nieodpowiedzialne z ich strony, ale to jednocześnie wyraz niezadowolenia na nasze działania. Nasze służby przeszukują niejednokrotnie gabinety rządzących takimi ugrupowaniami, znajdując w nich torby gotówki niewiadomego pochodzenia. To nie są kwoty po kilka tysięcy euro, ale miliony euro. Są do nich przypięte kartki z poleceniem do jakiego regionu czy dzielnicy ma powędrować ta gotówka. Wniosek jest prosty - to pieniądze, którymi organizatorzy tych protestów zachęcają najuboższych do udziału w nich - ocenia Dumitru Alaiba.

Wiceszef mołdawskiego rządu tłumaczy, że częściowo za ruchem protestacyjnym stoją politycy czy działacze ścigani obecnie przez mołdawski wymiar sprawiedliwości za korupcję czy przestępczość finansową na dużą skalę. To nawiązanie do partii Sor i kierującego nią prokremlowskiego Ilana Shora - mołdawskiego oligarchę, ukrywającego się obecnie w Izraelu, podejrzanego o wyprowadzenie z jednego z mołdawskich banków gigantycznej kwoty 750 mln dolarów. Alaiba zapewnia jednak, że mimo przekonania o takim podłożu protestów, rząd jego kraju nie zapomina o najuboższych, sprzeciwiających się wysokim cenom.

Staramy się wypłacać najbardziej potrzebującym zapomogi, przeznaczamy na to duże pieniądze. Nie ukrywam, że możemy tak działać m.in. dzięki pomocy naszych europejskich partnerów. Przetrwaliśmy zimę, przetrwamy pozostały trudny czas - tłumaczy wicepremier.

Mołdawia odchodzi od rosyjskiej energii

Przez ponad 30 ostatnich lat (od czasu upadku ZSRR) Mołdawia była w stu procentach zależna od dostaw ropy czy gazu z Rosji. Wojna w Ukrainie przesądziła jednak, że dostawy surowców z innych źródeł i dążenie do uniezależnienia się od rosyjskich paliw stały się dla rządu tego kraju kluczowe. W ciągu minionego roku Kiszyniów postawił na rozwój infrastruktury energetycznej, w tym gromadzącej zapasy gazu. Po raz pierwszy w historii rząd Mołdawii kupił w ubiegłym roku gaz z innego źródła niż rosyjski Gazprom. Część niebieskiego paliwa trafiła do Mołdawii z Polski. Dmitru Alaiba wyjaśnia jednak, że w kwestii dywersyfikacji dostaw gazu czy ropy w jego kraju jest jeszcze sporo do zrobienia.

Finalnie dokończyliśmy połączenie przesyłowe z Rumunią - zrobiliśmy coś, co powinno zostać zrobione już dawno. To kilkadziesiąt kilometrów rury, a jej przygotowanie ciągnęło się przez dekady. Staramy się też stawiać na odnawialne źródła energii. Na razie pozyskujemy z nich tylko dwa procent energii dla naszego kraju, ale chcemy rozwijać ten obszar. Mamy do tego warunki. Prawie 250 dni w roku to w naszym kraju dni słoneczne - wyjaśnia wicepremier.

Pytany o drogę do uniezależnienia się od rosyjskich surowców, przekonuje, że teoretycznie jego kraj nigdy nie był od nich zależny. W praktyce jednak nie było innego wyjścia. W kraju nie powstała żadna infrastruktura, która umożliwiałaby wykorzystanie naturalnych zasobów w produkcji energii, co Alaiba tłumaczy korupcją, która do niedawna "trawiła" jego kraj.

"Jedno wyjście - droga do Europy"

Przedstawiciel mołdawskiego rządu przekonuje, że większość Mołdawian, zwłaszcza ludzi młodych, zdecydowanie opowiada się za integracją z Unią Europejską. Nie zważając na żadne próby czy sabotaże z różnych stron, nie zatrzymamy się w tym dążeniu - zapewnia stanowczo Dumitru Alaiba. Jak podkreśla, duży udział w tym procesie ma Polska.

Widzę wielki potencjał w naszych relacjach. Jeśli chodzi np. o handel i inwestycje, możemy robić znacznie więcej niż to, co robimy dotychczas. Mołdawia jest otwarta na taką współpracę. Mnie, jako ministra odpowiedzialnego za gospodarkę, nie do końca satysfakcjonuje obecny stan. Możemy wspólnie robić znacznie więcej, Polska ma ogromną siłę i dobrą pozycję w regionie. Oba nasze kraje mogą na tym skorzystać - przekonuje polityk.

Jak informowaliśmy wczoraj w RMF FM i na RMF24.pl, Unia Europejska wyśle do Mołdawii misję cywilną, która ma się koncentrować na bezpieczeństwie wewnętrznym tego kraju. To efekt prac nad nową strategią bezpieczeństwa narodowego, nad którą pracuje mołdawski rząd. Kiszyniów zwrócił się w tej sprawie z prośbą o wsparcie do Brukseli. Unijni eksperci mają doradzać w takich kwestiach, jak walka z cyberprzestępczością, atakami hybrydowymi i dezinformacją. Efektem wspólnych działań ma być stworzenie specjalnego centrum zarządzania kryzysowego w Kiszyniowie. Unia zapowiedziała też konkretne wsparcie militarne dla Mołdawii. Bruksela przekaże rządowi tego kraju ok. 40 mln euro na zakup infrastruktury wykrywającej zagrożenia w przestrzeni powietrznej.

Sprawa Naddniestrza, czyli stosunki Tyraspol - Kiszyniów

W sprawie Naddniestrza, gdzie Rosjanie trzymają swoich żołnierzy, wicepremier Alaiba przekazał, że służby jego kraju oceniają sytuację jako bezpieczną. Dodał, że Mołdawianie zawdzięczają to m.in. Ukraińcom, którzy bronią swojej ziemi przy granicy. Rok temu, kiedy Rosja rozpoczęła swoją inwazję na Ukrainę, sytuacja w mołdawskim społeczeństwie była jednak zgoła inna. Mieszkańcy obawiali się, że ich kraj jest kolejny na liście celów Kremla.

Myślę, że teraz wszyscy jesteśmy zgodni co do jednego: nawet jeśli były jeszcze jakieś plany co do ataku na inne kraje, to nie wypaliły. Nie było też zapowiadanego zdobycia Kijowa w trzy dni. Możemy więc spokojnie zadbać o rozwój naszej gospodarki czy ekonomii. Jestem przekonany, że tylko to zagwarantuje nam stabilność w przyszłości - mówi Dumitru Alaiba.

Sytuację w Naddniestrzu wicepremier Mołdawii ocenia jako stabilną i spokojną, dodając przy tym, że mieszkańcy tego obszaru to też Mołdawianie i nikt z nich nie chce żadnej wojny. Obecność rosyjskich wojsk też nie jest dla Kiszyniowa nowością. Żołnierze stacjonują tam od kilku dekad.

Oczywiście monitorujemy tę sytuację. Nie ma tam żadnych ruchów wojska, nie widzimy więc jakichś zagrożeń dla naszego kraju. To też dzięki żołnierzom ukraińskim, którzy bronią swojej ziemi. Bronią tym samym naszego kraju, Polski, krajów bałtyckich - całej Europy ­- podsumowuje mołdawski polityk.

Wicepremier Mołdawii zastrzega przy tym jednak, że jego rząd i część społeczeństwa zdaje sobie sprawę, iż Rosja może mieć konkretny cel w destabilizacji Mołdawii. Może użyć do tego narzędzia w postaci Naddniestrza, gdzie - jak wiadomo - wciąż stacjonują jej żołnierze. Na razie jednak, jak oceniają mołdawscy politycy i wielu ekspertów, w kwestii Mołdawii Rosja może dopuszczać się licznych prowokacji czy działań dezinformacyjnych, celem podzielenia i zdestabilizowania mołdawskiego społeczeństwa.

Te elementy wojny hybrydowej na pewno już obserwujemy w naszym kraju. To oczywiście dezinformacje, działanie rosyjskich agentów - wszystko po to, by potęgować napięcie i destabilizować. Mamy jednak nasze władze, mamy partnerów i przetrwamy to. To nie pierwszy raz, kiedy Rosja tak działa i zazwyczaj dzieje się wtedy, kiedy nasze władze w Kiszyniowie podejmują decyzje, które nie podobają się Moskwie - mówi wicepremier Mołdawii.

W ciągu ostatniego roku Mołdawia ograniczyła handel z Rosją do zaledwie 4 procent, jeśli chodzi o towary dostarczane na tamtejszy rynek. W poprzednich latach wskaźnik ten wynosił około 70 proc. Od 2009 roku Mołdawia jest członkiem Partnerstwa Wschodniego - programu określającego politykę Unii Europejskiej względem państw wschodnioeuropejskich nie należących do sojuszu. W 2014 roku władze kraju nad Dniestrem podpisały umowę stowarzyszeniową z UE.