"W walce z dopalaczami, poza blokowaniem produkcji i dystrybucji, ważna jest edukacja. Trzeba przekonać wszystkich, żeby unikać słowa 'dopalacze' i mówić wprost o substancjach narkotycznych" - mówi reporterowi RMF FM Romanowi Osicy wiceminister zdrowia Igor Radziewicz-Winnicki, odpowiedzialny w resorcie właśnie za walkę z dopalaczami.

REKLAMA

Panie ministrze, od kilku miesięcy znowu mamy do czynienia z powrotem dopalaczy, tylko już w innej postaci. To nie są już oficjalne środki, ale środki ukryte w różnych substancjach. Co robicie, żeby tą nową falę powstrzymać?

Igor Radziewicz-Winnicki: Rzeczywiście. Dopalacze zniknęły po nowelizacji ustawy, zniknęły na pewien czas, a teraz na tym rynku zauważamy wzrost sprzedaży. Prowadzone są intensywne kontrole. Zostały zlokalizowane miejsca, takie ośrodki, firmy, które wydają się pełnić rolę głównych hurtowni czy wręcz producentów tych substancji zastępczych. W tej chwili przez Główny Inspektorat Sanitarny, wojewódzkie i powiatowe inspektoraty sanitarne prowadzone są działania kontrolne, które polegają na pobieraniu próbek, analizowaniu ich składu, wydawaniu decyzji administracyjnych o zatrzymaniu obrotu bądź karach administracyjnych, które są przewidziane przepisami prawa.

A czy to nie jest za mało?

Mamy dość dobrą współpracę z policją i z laboratoriami, które te środki badają.

Chodzi o to, że ci ludzie nadal działają. Dlaczego te firmy nadal rozprowadzają te substancje, skoro wiecie i macie świadomość, że to wszystko wraca już od kilku miesięcy?

Problem polega na tym, że nie jest to przestępstwo. Są to wykroczenia. Substancje psychoaktywne, które są sprzedawane pod postacią dopalaczy, to są substancje, które nie zostały enumeratywnie wyliczone, wymienione w załączniku do ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii. Handel tymi produktami nie jest przestępstwem, jest wykroczeniem. W tej chwili dobra współpraca z policją polega na tym, że w sytuacjach trudnych policjanci często asystują powiatowym i wojewódzkim inspektorom sanitarnym wtedy, kiedy ci chodzą do firm podejrzanych o dystrybucję i handel dopalaczami.

A z kolei ci pracownicy sanepidu, z którymi my rozmawialiśmy, twierdzą, że jest wiele błędów, które chcieliby, żeby zostały naprawione. Między innymi właśnie to, że powinno być, ich zdaniem, odwrotnie - to oni powinni asystować policji w takich wizytach w tych sklepach. Czyli jakby główny ciężar walki z tymi dopalaczami powinien leżeć po stronie policjantów, a nie po stronie sanepidu.

W obowiązującym porządku prawnym - jeżeli dopalacze są substancjami zastępczymi w rozumieniu prawa, a nie narkotykami - to jest tak, że podmiotem odpowiedzialnym jest Państwowa Inspekcja Sanitarna.

A czy nie można w takim razie zrobić tak, żeby tę listę niedozwolonych substancji zastępczych tworzyć rozporządzeniem, a nie ustawą?

Nie. Niestety lista musi być tworzona ustawowo, dlatego że wynikają z niej sankcje karne. Oczywiście ma pan rację, że istnieje tutaj pewnego rodzaju wyścig. Wyścig pomiędzy tworzeniem nowych substancji, a to jest kwestia dosłownie podstawnika, drobnej zmiany, modyfikacji tej cząsteczki aktywnej i w zasadzie już jest to inna substancja i nie spełnia kryterium - jest inna, niż ta zamieszczona w załączniku do ustawy. W związku z powyższym jest to wyścig pomiędzy ustawodawcą a twórcami tych substancji.

To może należy chociaż poprawić prawo, które pozwala działać sanepidom w takich kwestiach? Na przykład sanepid ma 18 miesięcy na zbadanie próbki. Przez te 18 miesięcy, jeśli jest to ten najdłuższy czas, taki sklep nadal działa. Czy można taki czas skrócić? Dlaczego tak się dzieje?

Inspekcja sanitarna ma 18 miesięcy, ale to nie znaczy, że to trwa 18 miesięcy. Inspekcja sanitarna wchodzi, pobiera kontrolę. Kontrolę przekazuje do laboratorium. Jeżeli jest to ewidentny handel substancjami zastępczymi, to inspektor sanitarny może w zasadzie od razu podjąć decyzję o wstrzymaniu obrotu. A jeżeli okaże się na podstawie badań laboratoryjnych, że ta podejrzana substancja rzeczywiście okazuje się być dopalaczem, to wówczas inspektor sanitarny ma potężne oręże kar administracyjnych - między 20 tysiącami a milionem złotych. Tutaj rzeczywiście te sankcje karne są bardzo dotkliwe.

Skoro o pieniądzach mowa, to pracownicy sanepidów skarżą się też, że nie mają pieniędzy na walkę z dopalaczami. Tak np. było w Gdańsku, kiedy dotacja wojewody po prostu uratowała sprawę. Co z tym zrobić?

Proszę pamiętać, że Państwowa Inspekcja Sanitarna jest instytucją, której budżet jest zależny od samorządu, od władz lokalnych tak naprawdę.

Ale oczywiście szef GIS-u mógłby w wyjątkowych przypadkach dofinansowywać tę działalność. To też chyba zależy od pewnej decyzji, na co powinniśmy wydawać, na co może zabraknąć, a na co nie?

To jest kwestia w ogóle gospodarowania środkami. Nie wiem, czy dyskusja o dopalaczach powinna zmierzać w kierunku dyskusji o finansowaniu Państwowej Inspekcji Sanitarnej, która jest dużą instytucją, zatrudnia bardzo wiele osób, pełni funkcje niezwykle istotne dla bezpieczeństwa publicznego. Wydaje mi się, że oczywiście wszyscy poruszamy się w warunkach niedoborów finansowych, ale to nie jest, nigdy nie było i nie będzie uzasadnieniem mało skutecznych działań, a myślę, że nie są mało skuteczne, bo inspektorzy sanitarni rzeczywiście w powiatach przeprowadzają akcje - mamy świeże dane: w ciągu ostatniego roku były takie województwa, w których było kilkanaście bądź kilkadziesiąt kontroli.

Czy może pan w takim razie uspokoić na koniec rodziców nastoletnich dzieci, które mogą sięgać po dopalacze, że ta nowa fala, która się teraz pojawiła, zostanie powstrzymana?

Oczywiście jest to walka. Powstrzymywanie fali polega na nieustających kontrolach i to się zasadniczo odbywa. Tutaj przede wszystkim najsilniejszym czy najbardziej skutecznym orężem - prócz blokowania i tych działań administracyjnych - jest rola edukacji i szkoły, bo trzeba wszystkich przekonać, trzeba mówić głośno o tym, żeby unikać słowa "dopalacze", tylko mówić prosto o substancjach narkotycznych albo o narkotykach. Ustawa nazywa je substancjami zastępczymi, ale trzeba - jak myślę - unikać pojęcia "dopalacze", dlatego że ono sugeruje, że to nie są narkotyki.