W Stanach Zjednoczonych zapanowała psychoza strachu przed terrorystami - twierdzą niektórzy komentatorzy. Po śmierci przywódcy Al-Kaidy władze USA ostrzegły, że można się obawiać akcji odwetowych. Efekt? Zawrócono trzy amerykańskie samoloty, bo ich pasażerowie zachowywali się podejrzanie. Wielokrotnie wszczynano alarm bombowy.

REKLAMA

W samolocie linii Continental lecącym z Houston do Chicago jeden z pasażerów próbował otworzyć drzwi w czasie lotu. Został obezwładniony przez załogę i innych pasażerów. Jak się okazało, dostał ataku paniki. Samolot wylądował awaryjnie w Saint Louis.

Z kolei samolot Delty zawrócono z trasy z San Diego do Detroit, kiedy załoga otrzymała anonimową wiadomość o zagrożeniu terrorystycznym. Po wylądowaniu w Albuquerque w stanie Nowy Meksyk wszystkich pasażerów przesłuchano, zanim samolot wystartował do lotu do Detroit.

W lecącym z Chicago do San Francisco samolocie American Airlines młody mężczyzna zaczął krzyczeć i walić pięściami w drzwi kabiny pilotów. Obezwładniono go i aresztowano. Miał paszport Jemenu na nazwisko Rageit Almurisi.

Fałszywe alarmy bombowe

Ponadto w Dallas w Teksasie ewakuowano w sobotę dwie stacje kolejki podmiejskiej DART, kiedy pies policyjny zwrócił uwagę funkcjonariuszy na pasażera pociągu z dwoma - jak się zdawało, podejrzanymi - pakunkami. Okazało się, że bagaże nie stanowiły żadnego zagrożenia.

W Nowym Jorku wszczęto wczoraj alarm po dziwacznym incydencie na linii kolei dojazdowej PATH. Młody mężczyzna, Reymundo Rodriguez, wszedł w nocy na tory w tunelu pod rzeką Hudson prowadzącym do sąsiedniego stanu New Jersey. Przeszedł torami przez cały tunel, zanim został zatrzymany. Policji powiedział, że zostawił na torach bombę. Tej jednak nie znaleziono.

Fałszywy alarm wywołała też w niedzielę w Nowym Jorku miniciężarówka zaparkowana na jednej z ulic na górnym Manhattanie. Podejrzewano, że ukryto w niej ładunek wybuchowy, ale okazało się, że w samochodzie go nie było.