Agnieszka Radwańska przyznała, że w 1. rundzie wielkoszlemowego US Open nie była groźną rywalką dla Niemki Tatjany Marii. "Nie zrobiłam nic, aby ten mecz wygrać. Tenis wciąż daje mi przyjemność, ale z roku na rok jest coraz trudniej" - zaznaczyła po porażce 3:6, 3:6.

REKLAMA

W poniedziałek rozpoczęło się wielkie, tenisowe święto na kortach USTA Billy Jean King National Tennis Center w Nowym Jorku. Pierwszą reprezentantką Polski, która wystąpiła w turnieju głównym, była Agnieszka Radwańska.

Krakowianka nie ma ostatnio dobrej passy - przegrała cztery z ostatnich pięciu spotkań, ale po odpadnięciu z Connecticut Open w ubiegłym tygodniu zapowiadała, że odpoczynek jej się przyda. Będzie kilka dni na potrenowanie na nowojorskich kortach, które nigdy mi nie leżały. Nie wiem dlaczego. Może coś jest w tamtejszym powietrzu? - żartowała Isia.

Rywalką Radwańskiej, która w Wielkim Szlemie grała bez rozstawienia po raz pierwszy od 11 lat, była Maria. Wcześniej zmierzyły się trzy razy i za każdym razem pewnie wygrywała podopieczna Tomasza Wiktorowskiego.

Początek poniedziałkowego starcia był równie obiecujący, bo krakowianka najpierw przełamała przeciwniczkę, a potem utrzymała serwis. W trzecim gemie niewiele brakowało do drugiego przełamania, ale ostatecznie zapisała go na swoim koncie Niemka polskiego pochodzenia, która ostatecznie zwyciężyła w tym secie 6:3.

Ten trzeci gem był decydujący. Piłka na przełamanie przeszła mi dosłownie koło nosa. Potem czułam się coraz gorzej i to już była równia pochyła - analizowała Radwańska.

Druga partia stała na niezłym poziomie - były w niej długie wymiany i "breaki" po obu stronach. Niżej sklasyfikowana Maria grała w stylu, do którego przyzwyczaiła... krakowianka. W jej grze było sporo skrótów i slajsów, ale przewagę wypracowała lepszym serwisem (w całym meczu siedem asów) oraz agresywnymi podejściami do siatki.

Ciężko się grało przeciwko tak nieprzewidywalnie uderzającej zawodniczce. Powinnam jednak grać bardziej agresywnie, szczególnie w momentach, w których ona zwalniała. Zawaliłam też przy kilku łatwych piłkach przy siatce. Tak grając nie można liczyć na dobry wynik - oceniła krytycznie Polka.

Mecz toczył się przy wysokiej temperaturze i wilgotności powietrza, dlatego w pewnym momencie musiała ona skorzystać z asysty lekarza.

Zaczęło mi się robić duszno i kręcić w głowie. Nogi z kolei miałam bardzo ciężkie. Walczyłam sama ze sobą. Przerwa pomogła, ale tylko na chwilę. Wyrównałam na 3:3, ale końcówka należała do Tatjany - wspominała krakowianka.

Ostatecznie przegrała w dwóch odsłonach i po raz kolejny odpadła z US Open już w pierwszym tygodniu turnieju. Nigdy wcześniej nie zakończyła występu w tej imprezie na meczu otwarcia. W Wielkim Szlemie przydarzyło jej się to po raz czwarty w karierze. Poprzednio miało to miejsce trzy lata temu we French Open.

Teraz nie szukała winnych ani w pogodzie, ani w przeciwniczce, ani w numerze kortu (13 - red.), na którym przyszło jej rywalizować.

Nie jestem przesądna i to, że graliśmy na "trzynastce" nie miało żadnego znaczenia. Po prostu nie zrobiłam niczego, aby ten mecz wygrać - przyznała Radwańska.

Na gorąco nie chciała wypowiadać się na temat przyszłości, ale stwierdziła, że musi się przede wszystkim odzyskać komfort na korcie - zarówno fizyczny, jak i psychiczny.

Tenis wciąż daje mi przyjemność, ale z roku na rok jest ciężej. Każdy trening, każda podróż, każdy wyjazd i mecz kosztują mnie coraz więcej. Muszę zadbać o to, aby ciało było świeże i zregenerowane. Dziś tego nie było, nie czułam się sobą - podkreśliła krakowianka.

(j.)