Polskie obrzędy świąteczne są mocno kultywowane poza granicami naszego kraju. Potomkowie starej emigracji w Wielkiej Brytanii przywiązują dużą wagę do tradycji przekazanej im przez dziadków. Tak jest m.in. w rodzinie Wandy Petrusewicz z Londynu, z którą rozmawiał nasz korespondent Bogdan Frymorgen.

REKLAMA

Bogdan Frymorgen: Jakie są twoje najwcześniejsze wspomnienia świąteczne z dzieciństwa? Jak święta wówczas wyglądały w waszej rodzinie?

Wanda Petrusewicz: Święta były polskie oczywiście, więc w dzień wigilijny, to choinki nawet się nie widziało. Dopiero jak była noc. Teraz jest inaczej, bo wszystko razem robimy, ale dopiero w Wigilię. No i potem Wigilia polska, więc jak ktoś już zobaczył pierwszą gwiazdkę, co w Anglii nie zawsze można było widzieć, bo zazwyczaj jest deszcz. Wtedy siadamy wokół stołu. Stół okryty białym obrusem, pod obrusem siano, taką tradycyjną Wigilię, prawda, barszcz z uszkami, bez mięsa w ogóle, karp, śledzie, ulubione śledzie mojego ojca, łososia. Na główne danie często łosoś, nie karp, bo jak byłam dzieckiem trudno było kupić karp w Anglii. Teraz już można, bo jest o wiele więcej Polaków w Anglii i są polskie sklepy. U nas w domu pierogów nie było, ale było chyba z dziesięć, dwanaście dań. I zawsze się zostawiało miejsce wolne dla nieznanego gościa.

I przypuszczam, że przy wigilijnym stole królował język polski, rozmawialiście po polsku ze sobą?

Oczywiście, było łatwiej jak byłam dzieckiem. Szczególnie, jak jeszcze babcia żyła i mieszkała z nami.

A czy w którymś momencie zaczęły się wkradać jakieś brytyjskie, angielskie elementy do waszej Wigilii?

Łosoś wędzony, smoked salmon, to jest bardziej takie angielskie myślę. Lody, czy inne ciasta angielskie, czy francuskie nawet.

No i oczywiście kolędy, które były śpiewane w języku polskim?

Oczywiście. Po Wigilii się ruszało do pokoju z przodu domu, tam stała choinka i prezenty pod choinką, ale zanim nam pozwolono otworzyć prezenty, trzeba było śpiewać kolędy: "Wśród nocnej ciszy", "Pójdźmy wszyscy do stajenki", "Lulajże Jezuniu".

A czy Twoi koledzy i koleżanki nie dziwili się, że zaczynacie świętować Boże Narodzenie dzień wcześniej?

O tak, szczególnie jak byłam już troszkę starsza, jak byłam nastolatką. Wszyscy w ten dzień wigilijny, Christmas Eve, wychodzili do pubu. "Wanda nie może, nie może, rodzice nie pozwalają". I przez pewien czas myślałam, że to szkoda, ale właściwie nigdy nie żałowałam - uwielbiałam Wigilię.

To było kiedyś. Nie przypuszczam, że obecnie w Wigilię idziesz do pubu...

Nie, o nie. Zawsze moja rodzina zbiera się na Wigilię.

Jak będzie w tym roku wyglądać Wigilia w domu Petrusewiczów?

Wszystkie dania, oczywiście, barszcz, opłatek.

Nikt na Wyspach nie wierzy, albo przynajmniej dziwią się, że mogliśmy kiedyś jeść dwanaście dań na Wigilię. Ile dań będziecie mieli w tym roku?

Często mamy dwanaście, może dziesięć. Ale zawsze trzeba mieć parzystą liczbę.

A indyk, to tradycyjne danie angielskie...

Pierś będzie, ponieważ mój mąż i mój teść, no i młodsze pokolenie... Bardzo im smakuje ten indyk, więc będzie.

A drugi dzień świąt, czyli Boxing Day, nie jest tak naprawdę drugim dniem świąt w Wielkiej Brytanii...

Teraz wszyscy chodzą po zakupy. Jak ja byłam dzieckiem, to się tego nie robiło. Sklepy były zamknięte.

Wanda Petrusewicz urodziła się w Anglii. Jest mamą czwórki dzieci, najstarsza ma 18 lat, najmłodszy syn ma 9 lat. Jej rodzice pochodzą z Polski. Ojciec urodził się w Wilnie, był Sybirakiem, przez Iran, Persję, Afrykę dotarł do Anglii. Matka urodziła się w Paryżu, w polskiej rodziny