Anglicy mają trzy jedenastki; druga i trzecia mogłyby walczyć w fazie pucharowej wielkiego turnieju – mówi Andrzej Twarowski. Komentator Canal+ i znawca angielskiej piłki parafrazuje w ten sposób słowa Adama Buksy, ale też ostrzega przed Anglikami, którzy jego zdaniem, dysponują najlepszym w historii pokoleniem piłkarzy. Już jutro z wicemistrzami Europy o cenne punkty w eliminacjach do mundialu zagra reprezentacja Polski. Pomóc ma stadion PGE Narodowy, na którym nie przegraliśmy od ponad siedmiu lat! Czy twierdza Narodowy może wreszcie upaść? M.in. o to Andrzeja Twarowskiego pytał Paweł Pawłowski z redakcji sportowej RMF FM.

REKLAMA

Paweł Pawłowski, RMF FM: W meczu z Anglią walczymy o punkt lub punkty, które dadzą nam utrzymanie przewagi nad Albanią. Jest to zaledwie jednopunktowa przewaga. Albańczycy raczej w meczu z San Marino się nie potkną. Mówiąc wprost - bijemy się o baraże, a nie o bezpośredni awans na mundial. Czy do osiągnięcia celu minimum potrzebne było zatrudnianie fachowca z Portugalii?

Andrzej Twarowski: Była taka potrzeba wśród narodu i piłkarzy. Nie chciałbym do tego wracać, bo już minęło dużo czasu. I chyba nie możemy podchodzić do meczu z Anglikami w kategorii pytania: czy warto było zmieniać szkoleniowca. Teraz za wyniki odpowiada Paulo Sousa. Osobiście do tego momentu jestem rozczarowany jego pracą. Mam nadzieję, że będę mógł zmienić zdanie jutro wieczorem. Za kadencji Sousy podobał mi się jeden mecz - z Hiszpanią na Euro. Polacy byli drużyną, jakiej spodziewaliśmy się po tej zmianie na stanowisku selekcjonera. Patrząc jednak na wszystkie mecze rozegrane pod wodzą Portugalczyka, to trudno mieć poczucie, że wiele rzeczy zmieniło się na lepsze. Na pewno to była dobra zmiana dla Roberta Lewandowskiego. Nie oszukujmy się - postawa Roberta wobec Jerzego Brzęczka trochę wymusiła zmianę trenera. Robert poczuł odpowiedzialność i zagrał wreszcie świetny, ważny turniej. Te poprzednie mistrzostwa świata i Europy były w jego wykonaniu po prostu kiepskie. W ostatnim meczu na PGE Narodowym (z Albanią) też widzieliśmy Roberta Lewandowskiego w najlepszym możliwym wydaniu. Trochę liczymy na to, że na barkach Roberta uda nam się awansować na MŚ w Katarze. Może on też będzie w stanie pociągnąć zespół do dobrego wyniku w meczu z Anglią, ale musimy mieć też świadomość, że na ten moment potrzebujemy cudu w meczu na Narodowym.

Nie chcę wchodzić w jakieś zabobony, ale na PGE Narodowym nie przegraliśmy meczu od 7,5 roku. To nasza twierdza. Czy ta twierdza w meczu z Anglikami może wreszcie upaść?

Na pewno faworytem są Anglicy. Chciałbym być optymistą, ale muszę być realistą, bo taki wykonuję zawód. Czasem trzeba odczucia patriotyczne odstawić na bok i pomyśleć analitycznie. Anglicy mają fenomenalne pokolenie piłkarzy. Wydaje mi się, że chyba nawet najlepsze w historii. Do tego mają bardzo mądrego trenera, który zawsze dobiera taktykę pod konkretnego piłkarza i nie przywiązuje się do nazwisk. Pamiętamy mecze podczas Euro, kiedy angielscy dziennikarze i kibice domagali się np. Jadona Sancho albo Jacka Grealisha. Zupełnie inne pomysły miał wtedy Gareth Southgate. Nawet ten ostatni, ważny mecz w wykonaniu z Anglików - z Węgrami w Budapeszcie - pokazał, że ta drużyna jest młoda, głodna i nigdy nie stosuje żadnej taryfy ulgowej. W meczu przeciwko Andorze zagrał już drugi garnitur reprezentacji Anglii. Bardzo spodobało mi się zdanie wypowiedziane przez Adama Buksę po meczu z San Marino, że Anglicy mogliby wystawić trzy jedenastki; ta druga i trzecia ciągle mogłyby walczyć w fazie pucharowej wielkiego turnieju. To pokazuje jaki potencjał drzemie w drużynie angielskiej. My musimy liczyć na magię stadionu i kibiców, którzy będą dodatkowym zawodnikiem. Chociaż patrząc na grę Polaków z Albanią, to dobrze by było, gdyby stadion był jeszcze trzynastym i czternastym zawodnikiem. Tym trzynastym - jako środkowy obrońca i czternastym - jako środkowy pomocnik. Tych problemów wewnątrz drużyny nam się namnożyło. Trochę martwi to, że nie mamy schematu organizacji gry. A jest to rzecz bardzo ważna zwłaszcza gdy grasz z takim rywalem, jak Anglia. Każde ogniwo musi zagrać na swoim najwyższym możliwym poziomie. Jeśli tego nie będzie, jeśli ktoś będzie odstawał, to wówczas nie nastawiałbym się, że ta twierdza pozostanie niezdobyta.

Wspomniał pan przed chwilą o Grealishu. To zawodnik uwielbiany przez dziennikarzy i kibiców. Manchester City wydał na niego 100 milionów funtów. Jakie znaczenie ma ten piłkarz dla reprezentacji Anglii?

On wyrasta na coraz ważniejszego piłkarza tej reprezentacji. Wyszedł w podstawowym składzie w meczu w Budapeszcie. To jest zawodnik o fenomenalnej technice i wspaniałym prowadzeniu piłki. On daje trochę inne możliwości tej drużynie na pozycji lewego napastnika, albo nawet na "dziesiątce", niż inni piłkarze w tej reprezentacji. Jest bardziej zdyscyplinowany taktycznie niż Jadon Sancho. Mam dużą słabość do tego piłkarza, bo komentowałem jego debiut w Aston Villi w meczu Premier League i od razu było widać, że jest to chłopak o niesamowitej smykałce. Kiedyś miał lekkie zawirowania w swoim życiu i nie zawsze skupiał się na pracy. Natomiast jest on teraz człowiekiem, który najchętniej spałby w ośrodkach treningowych. Uważny widz dostrzeże też, jaką ten zawodnik ma łydkę...

...stąd pewnie te opuszczone getry...

...być może. Ale czy warto zapłacić za piłkarza 100 milionów funtów? Można się zastanawiać. Jeśli to 100 milionów wydanych na zawodnika, który zwiększy wartość piłkarską drużyny o te kilka procent, co przełoży się na sukces - to oczywiście tak. Na miejscu Pepa Guardioli proponowałbym inną kolejność transferów. Najpierw wydałbym 150 milionów na Harry’ego Kane’a, a potem ewentualnie 100 milionów na Jacka Grealisha. Ale też od razu przypominają mi się słowa Pepa Guardioli sprzed kilku tygodni, który mówił: dajcie mi czas, a ja zrobię z tego chłopaka maszynkę do strzelania goli. Wydawać by się mogło, że Guardiola może gadać co chce, ale przypominam sobie, jakie problemy ze strzelaniem goli miał Raheem Sterling i nagle wszedł na zupełnie inny poziom, dzięki słynnej pracy z Guardiolą. Zatem wydaje mi się, że Grealish jest człowiekiem, który będzie na fali wznoszącej i w tej reprezentacji też będzie odgrywał coraz ważniejszą rolę. Musimy mieć świadomość, że eliminacje MŚ to też nie jest poziom turniejów finałowych. Dlatego tutaj Gareth Southgate może zagrać odważniej. Myślę, że oni Polaków się nie boją i zagrają ofensywnie, dlatego w składzie może znaleźć się również miejsce dla Jacka Grealisha.

Interesuje mnie jeszcze jeden piłkarz: Jesse Lingard - to facet, który nie grał na Euro, ale teraz wrócił do kadry. Z Węgrami miał tylko epizod, natomiast w meczu z Andorą zdobył dwa gole i zaliczył asystę. To każe zadać pytanie: czy on może zagrać przeciwko Polsce, czy jest to jednak piłkarz na słabszych przeciwników? A może i Polska zalicza się do tego grona?

Mam z nim pewien problem. Kiedy po tego piłkarza zimą sięgał David Moyes (menadżer West Hamu) to byłem przekonany, że będzie to całkowicie przestrzelony transfer. Lingard był takim chłopakiem, który spadał w tej hierarchii piłkarskiej na Wyspach. Nagle przyszedł to tego klubu i zrobił furorę. Nie wiem nawet czy nie był najlepszym piłkarzem Premier League od momentu tego zimowego okna transferowego. Miał wielki wkład w to, że West Ham zagra w tym sezonie w europejskich pucharach. Myślę, że Southgate wyciągnął rękę do Lingarda, bo - nie oszukujmy się - patrząc na dzisiejszy skład Manchesteru United, trudno przypuszczać, żeby ten piłkarz odegrał tam poważniejszą rolę. Wiemy przecież, kto trafił ostatnio na Old Trafford. Jest też jeszcze Jadon Sancho. Nie po to wydaje się na piłkarza 76 milionów funtów, żeby w jego miejscu grał Jesse Lingard. Tak jak pan wspomniał - bardziej jest to piłkarz, który może zagrać w meczu z Andorą i ewentualnie wejść z ławki w spotkaniu o zupełnie innej kategorii. My jesteśmy niżej klasyfikowani niż Anglicy, ale na końcu jest to jeden mecz; 90 minut. Nie takie historie działy się w piłce. Teraz oczywiście przemawia przeze mnie kibic. Jako dziennikarz uważam, że nasze szanse na sukces w tym meczu są mocno umiarkowane.

A co sądzi pan o tym, co dzieje się w tamtejszych mediach? Daily Mail łapie za słówka Paulo Sousę i pisze, że w naszej drużynie jest tylko Robert Lewandowski. Z kolei Southgate mówi dla The Independent, że nie przygotowuje się tylko na Lewandowskiego. Gdzie jest prawda i czy Anglicy mogą myśleć o nas w kategorii piłkarskich outsiderów?

Southgate to bardzo kulturalny człowiek i dżentelmen. Bardzo go za to cenię, bo w dzisiejszych czasach nie jest to normą. Zadaniem trenera jest zawsze zmobilizowanie zespołu. Anglicy są faworytem, ale jeśli podeszliby do tego spotkania lekceważąc przeciwnika, to mogłoby się to dla nich zwyczajnie źle skończyć. My jednak nie jesteśmy San Marino. Jesteśmy drużyną, która ma w swoim składzie jednego wybitnego piłkarza, najlepszego na świecie i paru dobrych zawodników oraz wielu średnich. Jeśli chodzi o Daily Mail, jest to gazeta lekko brukowa. Ona musi stosować tego typu chwyty. Patrząc jednak na mecz z Albanią, trudno odmówić racji tym, którzy mówili, że nasza reprezentacja to "one man team" - czyli Lewandowski i długo nic. Gdyby Roberta nie było, to tamto spotkanie nie zakończyłoby się dla nas miło i sympatycznie. Natomiast nigdy nie można wykluczyć tego, że nagle dana drużyna wejdzie na swój możliwie najlepszy poziom. Choć takich wskaźników, które dawałby nam podstawy do optymizmu, zbyt wiele nie ma. Jeśli spojrzymy na mecz z Albanią, to tam mieliśmy problemy wszędzie poza miejscami, w których pojawiał się Lewandowski. Teraz pytanie: czy w ciągu kilku dni nasza drużyna jest w stanie przeobrazić się trochę z takiej poczwarki w pięknego motyla. W przyrodzie to się zdarza, więc może i w futbolu podobna historia mogłaby mieć miejsce.