Spodziewałem się, że zobaczę coś strasznego, jednak to było coś znacznie gorszego. Rozpościerający się krajobraz w niczym nie przypominał ani wieżowców ani czegokolwiek znanego człowiekowi - mówił w rozmowie z korespondentem RMF FM Pawłem Żuchowskim, Jarosław Zając. Był on jedną z pierwszych osób, które weszły na teren Ground Zero po zamachach z 11 września. Pierwszej nocy po ataku na zlecenie wojska zakładał oświetlenie na gruzach zniszczonych wież, by CIA I FBI mogły prowadzić śledztwo. Korespondentowi RMF FM udostępnił unikatowe zdjęcia z prywatnego archiwum.

REKLAMA

Polak wspomina zamachy na WTC

Paweł Żuchowski: Jesteśmy w miejscu, gdzie dokładnie 10 lat temu pojawił się pan kilka godzin po zamachach, kiedy samoloty uderzyły w wieże, które później runęły.

Jarosław Zając: Tak, znajdujemy się teraz na ulicy Church Street, dokładnie naprzeciwko World Trade Center. W tej chwili odcina nas ogrodzenie, dlatego, że akurat teraz odbudowa WTC trwa pełną parą.

Jak to wyglądało 10 lat temu, kiedy pan tu przyjechał?

Wtedy przyjechałem tutaj akurat w nocy. Wieżowce już uległy zniszczeniu, było ciemno. Przyjechałem tu razem z moją firmą. Byliśmy jednymi z pierwszych cywilnych firm, które się tu znalazła. Wcześniej byli tu tylko ratownicy, policja i wojsko. Zabezpieczali teren.

Tak jak powiedziałem - ciemności, ponieważ ta część miasta została pozbawiona prądu na skutek wybuchu transformatorów i uszkodzenia linii energetycznych. Pierwsza noc pracy polegała na ustawianiu prowizorycznego oświetlenia, agregatów i kabli, które doprowadzały prąd do lamp ustawionych wokół "Ground Zero".

Na początku było trudno zorientować się, która ulica jest która, zupełnie nie przypominało to wcześniejszej konfiguracji tego terenu. Znałem go doskonale, dlatego że pracowałem w firmie, która buduje linie energetyczne na ulicach Manhattanu. Były to w zasadzie podziemne linie pod ulicami, ponieważ wszystkie trakcje elektryczne i telefoniczne znajdują sie na Manhattanie pod ziemią, nie ma linii w powietrzu. W związku z tym, znalem ten teren doskonale, jednak w tym dniu trudno było się w nim zorientować. Pomimo ciemności, można było rozpoznać zarysy ulic i budynków, które pozostały. Były one pokryte białym pyłem pochodzącym z płyt gipsowych, azbestu, cementu. Mnóstwo gruzu wokół.

Myślał pan wtedy, że to jest niebezpieczne - przebywać w tym miejscu? Teraz już wiemy, że wielu ratowników zmarło po latach z powodu nowotworu płuc.

Wtedy nie myślałem. To wydarzenie było ekscytujące i przerażające, ale jednak ciekawość przerastała moje obawy. Rzeczywiście, było to niebezpieczne, gdyż w każdej chwili groziło zawaleniem sąsiednich budynków. Z góry spadały też różne elementy, co tylko potęgowało zagrożenie.

Większość czasu przebywaliśmy w bezpiecznej odległości, ale bywały momenty, kiedy trzeba było się zbliżyć do samego epicentrum.

Wokół budynki nie przypominały w ogóle istniejących wieżowców, były to jakieś surrealistyczne, przerażające twory. Wszędzie sączył się dym, w niektórych miejscach jeszcze był nieugaszony ogień. Wydobywający się zapach przypominał palący się plastik, mnóstwo było kurzu, dymu. Trudno było zorientować się w sytuacji.

Paweł Żuchowski: Kiedy pan tu stanął 10 lat temu, kiedy pan zobaczył ten ogrom zniszczeń, co pan pomyślał?

Przede wszystkim, że jest to wydarzenie, które na pewno przejdzie do historii. Poczułem się świadkiem historii i wydarzeń, które się teraz toczą. Przyszłość pokazała, że jednak było to wydarzenie historyczne, które prawdopodobnie na zawsze zmieniło oblicze świata.

Łzy w oczach?

Podobnie jak większość nowojorczyków, czułem smutek, żal i przerażenie. Ogrom zniszczeń przerastał moje wyobrażenia. Jak jechałem tu do pracy, to nie sądziłem, że te zniszczenia będą tak olbrzymie. Przemieszczając się z miejsca na miejsce, co było niezmiernie trudne, czułem się, jakbym był na jakiejś obcej, wrogiej planecie. Te wszystkie obiekty, które mnie otaczały, czyli ruiny, sterczące belki i pozostałości elewacji budynków na olbrzymiej powierzchni, tworzyły taki surrealistyczny krajobraz, który nie przypominał w ogóle ani wieżowców, ani żadnych zjawisk przyrody, które często fascynują, mimo, że są niebezpieczne. Tutaj to niebezpieczeństwo z pewnością było, ale wrażenie tragedii było tak wielkie, że często się zastanawiałem, czy to się dzieje naprawdę, czy to może jest jakiś koszmarny sen.

W jaki sposób dowiedział się Pan o atakach?

Dowiedziałem sie o tym po telefonie, który wykonał do mnie kolega. Poinformował mnie, że w World Trade Center uderzył samolot. Wtedy jeszcze nie potrafił powiedzieć jaki to samolot i czy był to wypadek, czy atak terrorystyczny. Było to dla mnie straszne przeżycie tym bardziej, że akurat spałem w tym momencie. Może to zabrzmi trochę niepoważnie, ale akurat w tym momencie spałem, ponieważ pracowałem w nocy i ten telefon mnie zbudził. Dlatego też, słuchając co mówi mój kolega, nie byłem w stanie odróżnić, czy to makabryczny sen, czy rzeczywistość.

Kiedy Pan tu przyjechał i zobaczył to wszystko, wzruszył się pan?

Ogrom zniszczeń obrazowało już to, co zobaczyłem na obrzeżach. Budynki oddalone od "Ground Zero" nie były co prawda zburzone, ale wszystkie były pokryte białym pyłem pochodzącym z zawalonych wież. Wszędzie unosił się dym i specyficzny zapach spalonych materiałów plastikowych, zapach dymu. W momencie, gdy znalazłem się już w samej strefie największych zniszczeń, to, co zobaczyłem, przerastało moje wyobrażenie. Spodziewałem się, że zobaczę coś strasznego, jednak to było znacznie gorsze niż sobie wyobrażałem. Rozpościerający się krajobraz w niczym nie przypominał istniejących krajobrazów ani w przyrodzie, ani w architekturze. Było to co prawda zburzone miasto, ale sterczące ruiny na ogromne wysokości, ponieważ wszystkie budynki były zbudowane na konstrukcjach stalowych, nie zostały całkowicie zawalone. Przypominało to jakiś surrealistyczny obraz z obcej planety czy tragicznego filmowego scenariusza. Charakterystyczna była cisza - coś niezwykłego w tej części miasta. Gwar, tłoki na ulicach - nagle w jednej chwili wszystko się zmieniło. Gdzieniegdzie było widać nawet przebiegające szczury. Od zawsze były one plagą Nowego Jorku, ale w tym momencie były bardziej widoczne niż kiedykolwiek. Przypominało to scenariusze katastroficznych filmów, kiedy to szczury opanowują świat.

Słyszał pan tego dnia płacz ludzi, którzy przychodzili tu gdzieś w okolice "strefy zero", tam gdzie dało się dojść?

W okolice "strefy zero" ludzie nie byli wpuszczani. Były aż trzy kordony, które to uniemożliwiały. Pierwszy z nich, na ulicy Canal Street, odległy o kilka kilometrów od "strefy zero" - tam mogli wejść tylko mieszkańcy. W dalsze strefy mogły wjeżdżać tylko służby ratownicze, w związku z czym człowiek postronny nie mógł się tam przedostać. Nawet reporterzy stacji telewizyjnych nie mogli dotrzeć do samego centrum. Mogę natomiast powiedzieć o mieszkańcach tyle, co widziałem poza "strefą zero". Ludzie bardzo to przeżywali i w obliczu takiej tragedii nowojorczycy, podobnie jak Polacy, potrafią się jednoczyć i solidaryzować ze sobą. Kiedy jechaliśmy codziennie do pracy, kolumny ciężarówek z mojej firmy były eskortowane przez policję, ponieważ ruch nawet w górnej części Manhattanu był zamknięty dla pojazdów prywatnych. Odbywało się to szybko. Nawet w zatłoczonym Manhattanie przemieszczanie się było łatwe. Ludzie stali na ulicach, machali do nas, mieli łzy w oczach, niektórzy płakali. Widać było serdeczność tych ludzi. Oni byli bezradni, nie byli w stanie pomóc, ale widać było ich serdeczność w stosunku do nas - robotników, którzy jadą pracować w strefie zniszczeń.

Co panu utkwiło najbardziej w pamięci w ciągu tych kilku dni? Odnalezienie ciał? Płacz ratownika? Jakiś charakterystyczny moment z tamtych dni - coś co panem poruszyło.

Z pewnością, oprócz ogromu zniszczeń, poruszyło mnie też to, że odkrywałem miejsca, które wcześniej odwiedzałem, które znałem dokładnie ze względu na to, że albo sam je zwiedzałem, albo pracowałem wokół tych miejsc. W momencie, jak byłem w okolicy samego epicentrum i widziałem kulę wyrzeźbioną przez niemieckiego rzeźbiarza Koeniga, która przez długie lata była na dziedzińcu przy fontannie. Gdy zobaczyłem, jak dźwigi podnoszą stalowe belki i odkrywają tę kulę, wówczas było to bardzo wzruszające. Pod tym pomnikiem spędziłem wiele czasu zarówno ja, jak i moja rodzina i znajomi.

Spacerując w okolicy "Ground Zero" doszliśmy do Battery Park. Ta kula stoi w tym miejscu i ona obrazuje to, co się tam wydarzyło. Jest zgnieciona. Górna cześć jest bardzo mocno zniszczona. To jest ta kula, o której pan mówił.

Tak, to jest ta kula. Paradoksalnie ten pomnik już jak był wykonany, miał strukturę popękaną - to było zamierzenie autora. Umieszczona została w WTC przed fontanną. Teraz ta kula jest wyraźnie zgnieciona od góry. Spadły na nią jakieś metalowe, ciężkie belki. Jest również poszarpana i uszkodzona z boku. Została przeniesiona do Battery Park. Nie wiem, jakie będą jej dalsze losy. Być może zostanie z powrotem przeniesiona do World Trade Center. Miała symbolizować glob ziemski i nadal go symbolizuje ale nieco zniszczony. To też może mieć jakieś wymowne znacznie.

Czy kiedy po pracy wracał pan do domu, był pan przygnębiony? Był pan w stanie rozmawiać o tym, co pan robił w "strefie zero", czy chciał pan po prostu zaszyć się gdzieś w kącie i nie mówić o tej traumie, która się tutaj wydarzyła?

Szczerze mówiąc wolałem nie rozmawiać o tym ze znajomymi, jednak oni w pewnym sensie wywierali wpływ, żebym coś opowiedział. Wśród moich znajomych niewiele osób miało okazję widzieć ten ogrom zniszczeń. Niektórym musiałem coś tam opowiedzieć, ale było to bardzo trudne, bo to, co widziałem jest trudne do wyrażenia.

Zostanie to w panu do końca życia?

Myślę, że tak, dlatego, że nawet teraz, kiedy przychodzę tutaj do WTC, to jednak każdy zakątek tego terenu przypomina mi właśnie te zniszczenia. Wszystko wróci do normy, odbudowana zostanie Wieża Wolności, wieżowce niestety nie będą odbudowane, a w panoramie miasta były one bardzo charakterystyczne. Tak więc pozostanie pewien żal, że coś było, zostało zniszczone i tego już nie będzie.

Na spotkanie ze mną przyniósł Pan album zdjęć unikatowych, bo mało kto mógł wejść do "strefy zero" i wykonać takie fotografie. Brakuje słów, żeby opisać to, co na tych zdjęciach widać.

Tak, udało mi się zrobić trochę zdjęć, które pokazują zniszczenia WTC. Wykonane one były w warunkach trudnych, bo tak jak wspomniałem, było mnóstwo dymu, kurzu i ciemności. Nie można było używać żadnych fleszy, bo zdjęcia po prostu nie byłyby udane. Wszystko należało ustawiać manualnie, dlatego zdjęcia trochę obrazują sytuację. Pierwsze fotografie pokazane są w absolutnej ciemności. Pokazują one ratowników i zniszczenia.

To samochód policyjny, zupełnie zasypany. Nie wiadomo, co stało się z tymi policjantami. Być może oni po prostu nie żyją?

Prawdopodobnie, ponieważ wszystkie samochody policyjne, które znajdowały się pod budynkami zostały przygniecione przez stalowe elementy. Również samochody strażackie, olbrzymie wozy bojowe, zostały zgniecione. Zdjęcia zrobiłem w sposób sugestywny, ponieważ widać na nich emblematy New York Fire Department, czyli straży pożarnej.

Właściwie na tym zdjęciu widać tylko naklejkę, która była na samochodzie i czerwony kolor. Reszta jest zupełnie przygnieciona.

Tak, tutaj z tego zdjęcia można się jedynie domyśleć, że to jest samochód straży pożarnej, bo pozostał jedynie emblemat. Budynki WTC zostały wszystkie zniszczone. Jak wiadomo, było ich pięć, w tym dwa najwyższe - tzw. Twin Towers - zostały zburzone. Waląc się, uszkodziły wiele innych. To spowodowało pożary i zawalenia. Zostały uszkodzone nawet budynki World Financial Center. Tu akurat na tych zdjęciach jest to widoczne. Całe narożniki pourywane, w niektórych miejscach widać sterczące, wielotonowe belki, które powbijały się w elewacje budynków.

Słynne centrum handlowe, przy którym teraz stoimy, dziś odwiedzane przez turystów i nowojorczyków, wtedy było niemal całkowicie zasypane.

Centrum handlowe, przed którym właśnie jesteśmy nie uległo całkowitemu zniszczeniu, jednak podmuchy wybuchów i spadające odłamki spowodowały wybicie prawie wszystkich szyb. Zniszczony był także Hotel Millenium tuż obok. Tutaj właśnie zrobiłem zdjęcie sklepu, w którym na pozostałej części wystawowej stały pięknie poubierane manekiny, a szyby były kompletnie powybijane. To więc działa na zasadzie wielkiego kontrastu.

Zrobiłem też trochę zdjęć wokoło "Ground Zero", oddających atmosferę tej strefy i tragedię. Są znicze poustawiane przez ludzi, którzy stracili tutaj bliskich. Są flagi amerykańskie, są samochody instytucji charytatywnych. Jest także zdjęcie konsulatu polskiego z opuszczoną do połowy flagą.

Kiedy pan był na tych gruzach i kiedy pan tutaj przyjechał, co pan pomyślał o tych, którzy doprowadzili do tych zamachów?

Uważałem, że wcześniej w historii odbywały się już zamachy terrorystyczne na większą lub mniejszą skalę, lecz ten był z pewnością najbardziej spektakularny i najbardziej tragiczny w skutkach. Pomyślałem, że to może być dopiero początek tego rodzaju tragedii, że atak terrorystyczny na taką skalę i te ataki, które w tym samym czasie zostały dokonane na Pentagon i jeszcze jeden, który nie doszedł do skutku, ale samolot rozbił się na terenie Pensylwanii. Pomyślałem, że to jest początek nowej ery - ery walki z terroryzmem. Teoretycznie terroryści mogą zaatakować wszędzie i to może zmienić oblicze świata, bo w tej chwili cały świat zaczął dbać o bezpieczeństwo.

Skończyła się zimna wojna ale zaczęła się walka z terroryzmem. Myślę, że niebezpieczeństwo trwa nadal. Wkrótce po WTC również w Europie nastąpiły ataki. Wystarczy przypomnieć Madryt czy Londyn. Niebezpieczeństwo polega na tym, że organizacje islamskie, które spowodowały atak w Londynie, posłużyły się islamistami z obywatelstwem brytyjskim. Tak więc, zagrożenie jest wszędzie. W krajach takich jak USA czy cała Europa, napływ imigrantów jest olbrzymi. Tak więc nikogo nie dziwi, że ktoś ma inny kolor skóry, czy ktoś mówi z obcym akcentem. Trudno więc tropić te organizacje.

Świat zmienił się po 11 września?

Na pewno się zmienił, bo zagrożenie terrorystyczne ciągle wisi nad nami. Oprócz tego był to początek pewnych zmian ekonomicznych. Myślę że te ataki także przyczyniły się do światowego kryzysu.

Nowojorczycy wciąż się boją?

Może mniej niż przedtem. Rząd próbuje uspokajać, że ciągle czuwają służby specjalne i policja, ale w zasadzie trudno jest całkowicie zapobiec temu i wprowadzić w Nowym Jorku bezpieczne ulice, bezpieczne metro. Są to olbrzymie skupiska ludzi i olbrzymie, podziemne węzły komunikacyjne zarówno metra, jak i stacji kolejowych. Duża struktura miasta znajduje się pod ziemią, więc podłożenie bomby w tunelu, czy w dworcu podziemnym jest bardzo łatwe. Zagrożenie na pewno istnieje.