Trybunał Konstytucyjny miał dziś zdecydować o zablokowaniu dostępu do podstawowych informacji, pozwalających na kontrolowanie tego, co jak działa i w jaki sposób wydaje pieniądze publiczna władza. Rozprawa została jednak odroczona bezterminowo. Nie pojawili się na niej przedstawiciele Sejmu, zasłaniając się trwającym posiedzeniem izby.

REKLAMA

Jak poinformował w środę przewodniczący składu mającego rozpatrywać sprawę, sędzia TK Wojciech Sych, późnym popołudniem we wtorek do Trybunału wpłynęły pisma posłów PiS Arkadiusza Mularczyka i Marka Asta, którzy mieli reprezentować Sejm podczas środowej rozprawy wyznaczonej na godz. 11. Odrębne pismo do TK wysłała także marszałek Sejmu Elżbieta Witek.

W tym samym terminie odbędzie się drugi dzień obrad 44. posiedzenia Sejmu, w czasie którego o godz. 11 planowane są głosowania. (...) Wobec zaistniałej koincydencji czasowej posłowie wyznaczeni do reprezentowania Sejmu nie będą mogli wziąć udziału w rozprawie przed TK, co w ocenie Sejmu może aktualizować kompetencję Trybunału (...) do odroczenia rozprawy z innych ważnych powodów - napisano w piśmie marszałek Sejmu, które zostało odczytane przez sędziego Wojciecha Sycha.

Sędzia powiedział, że zdaniem TK "trudno wyobrazić sobie postępowanie w tej sprawie i rozprawę bez udziału przedstawicieli Sejmu, ze względu na rangę tego uczestnika i jego rolę w ewentualnym dalszym postępowaniu". Poinformował w związku z tym, że Trybunał odroczył rozprawę, a nowy jej termin zostanie podany w czasie późniejszym.

O co chodzi?

Podstawą sprawy były wątpliwości pierwszej prezes SN Małgorzaty Manowskiej, dotyczące podstawowych pojęć w ustawie o dostępie do informacji publicznej.

Zaskakujący wniosek prof. Małgorzata Manowska złożyła w TK w lutym. Od kilku lat utrudniająca uzyskiwanie informacji administracja już niedługo dzięki jego uznaniu może korzystać z jeszcze większej tajemnicy wokół swoich działań - pierwsza prezes SN wykorzystując niejasności przepisów ustawy może doprowadzić do takiego jej interpretowania, że niezbędna w państwie demokratycznym jawność stanie się fikcją.

Pierwotnie zbadaniem konstytucyjności przepisów ustawy o dostępie do informacji publicznej Trybunał miał się zająć 17 listopada, ostatecznie na wniosek RPO termin przełożono na dziś.

Prof. Małgorzata Manowska postawiła obecnym przepisom łącznie sześć zarzutów. Zakwestionowała w nich podstawowe pojęcia z ustawy, jak "władza publiczna", "osoby pełniące funkcje publiczne" czy "związek z pełnieniem funkcji publicznej". Zdaniem autorki wniosku niejednolite rozumienie tych pojęć sprawia, że "w sposób nieuprawniony poszerzają (one) rozumienie podmiotów obowiązanych do udostępnienia informacji publicznej", to zaś narusza konstytucyjną zasadę określoności prawa.

Prof. Małgorzata Manowska twierdzi też, że nałożenie na władze publiczne obowiązku udostępnienia informacji "o osobie pełniącej funkcję publiczne, mających związek z pełnieniem tych funkcji" wkracza w sferę prywatności tych osób, i jako niekonkretne także narusza Konstytucję, wymagającą precyzyjnego opisu ograniczeń prawnych.

Przekładając argumenty prawne na rzeczywistość stawką w dzisiejszej rozprawie jest z pewnością poważne ograniczenie puli podmiotów, zobowiązanych do udzielania informacji o swoich poczynaniach. Możliwe jest niemal zablokowanie niewygodnych informacji np. o spółkach skarbu państwa, działaniach urzędników a nawet tym, kto i w oparciu o jakie dane podejmuje decyzje. Uznanie przez TK wniosku Małgorzaty Manowskiej zniesie też możliwość ukarania urzędnika za odmowę udostępnienia danych.

Faktycznie więc wyrok może uniemożliwić rozliczanie rządzących z tego, jak działają podległe im instytucje i jak wydawane są publiczne pieniądze.