​Dolny Śląsk to raj dla entuzjastów historii i tajemnicy. Mamy tutaj ciągle jeszcze wiele nieodkrytych sztolni, miejsc hipotetycznie dobrze nadających się do ukrywania skarbów - mówi Joanna Lamparska, organizatorka Dolnośląskiego Festiwalu Tajemnic na Zamku Książ. Ale - te skarby jak zaznacza - to nie tylko złoto, (...) istotne są dokumenty, wspomnienia, zaginione dzieła sztuki. I tego cały czas na Dolnym Śląsku się szuka.

REKLAMA

WEŹ UDZIAŁ W NASZEJ ZABAWIE I POJEDŹ NA FESTIWAL TAJEMNIC RAZEM Z RMF FM! TUTAJ ZNAJDZIESZ SZCZEGÓŁY NASZEGO KONKURSU!

Grzegorz Jasiński: Jeżeli w Polsce mówi się o tajemnicach II wojny światowej, to zwykle na myśl przychodzi Dolny Śląsk. Ile z tych tajemnic my już tak naprawdę rozwiązaliśmy, znamy, a ile jeszcze ciągle pozostaje nieodkryte?

Joanna Lamparska: My jesteśmy poszukiwaczami, a nie "znajdowaczami".

Czyli tajemnica musi trwać wiecznie?

Tajemnica musi trwać wiecznie, ale rzeczywiście wiele z tych tajemnic udało się już rozwiązać. Te najważniejsze, najbardziej istotne ciągle inspirują kolejne grupy poszukiwaczy.

Dolny Śląsk, to największy podziemny kompleks, czyli Riese - ogromne hale częściowo zalane wodą. To zamek Książ, który miał być prawdopodobnie jedną z głównych kwater Hitlera oraz wiele, wiele opowieści o akcji ukrywania dóbr z wrocławskich muzeów, kościołów, a także od prywatnych kolekcjonerów. Te dobra już pod sam koniec wojny wyjeżdżały wozami meblowymi z Wrocławia i były ukrywane w pałacach, w zameczkach, w małych rezydencjach. One w tych obiektach tak naprawdę nie były bezpieczne i nie wszystkie zostały odnalezione. Pojawia się więc pytanie, gdzie jest w takim razie reszta?

To, gdzie są jeszcze te miejsce dla entuzjastów historii, którzy mogliby czegoś jeszcze poszukać?

Bardzo wiele rzeczy z samego zamku Książ do tej pory jeszcze czeka na swoich odkrywców

Przede wszystkim na Dolnym Śląsku. Mamy ciągle jeszcze wiele nieodkrytych sztolni, dziur, miejsc hipotetycznie dobrze nadających się do ukrywania czegokolwiek, np. tajemniczych skrzyń. A te tajemnicze skrzynie, to nie jest złoto, (...) istotne są bardzo często dokumenty, istotne są wspomnienia, a także chociażby zaginione dzieła sztuki. One tak naprawdę mają tę wartość nie tylko finansową, ale przede wszystkim historyczną. I tego cały czas na Dolnym Śląsku się szuka.

Bardzo wiele rzeczy z samego zamku Książ, w którym odbywa się Dolnośląski Festiwal Tajemnic, do tej pory jeszcze czeka na swoich odkrywców. A pojawiają się coraz lepsze metody, coraz lepszy sprzęt i widać coraz więcej. Niestety, potrzeba na to bardzo wiele czasu, często również sporo pieniędzy. Wykopać sztolnię, odsłonić ją i wejść bezpiecznie do środka, to nie jest taka prosta sprawa, jak się wydaje.


Jak rozumiem, jeśli ktoś marzy o poszukiwaniu skarbów i już wie, gdzie ma szukać, to Festiwal jest okazją, żeby zacząć. To znaczy, żeby dowiedzieć się co już wiadomo, dowiedzieć się czego nie wiadomo i dowiedzieć się ewentualnie gdzie szukać?

Panie redaktorze, gdybym ja panu powiedziała, gdzie co jest ukryte, to potem musiałabym pana zabić albo panu płacić. Co pan wybiera?

To wolę drugą opcję.

Tak naprawdę Dolnośląski Festiwal Tajemnic w zamku Książ jest przeznaczony zarówno dla tych osób, które dopiero fascynują się historią, zaczynają, ale także dla tych już bardzo zaawansowanych. Od dwóch lat przyjeżdżają na nie bardzo poważne ekipy poszukiwawcze, profesjonalne. Przyjeżdżają na nie również archeolodzy, badacze, muzealnicy, ponieważ taką ideą fix festiwalu było to, żeby środowisko poszukiwaczy poznało tę nazwijmy to "drugą stronę", czyli osoby, które robią to absolutnie profesjonalnie, aczkolwiek również z pasją.

Polskie prawo nie sprzyja poszukiwaczom, ponieważ wiele osób chciałoby zachowywać te "skarby, a prawo mówi, że tak zwany zabytek archeologiczny musi zostać oddany do odpowiednich instytucji.

Wtedy okazuje się, że te wieczorne już rozmowy, kiedy troszeczkę pękają pewne lody przy odnalezionej na dnie lodówki wodzie mineralnej, przynoszą efekty. Byłam świadkiem takiej rozmowy. Archeolog mówi: "Na Ślęży szukamy czegoś tam już od tylu lat", a poszukiwacz skarbów mówi: "Nie znajdziecie, bo była taka grupa poszukiwawcza i oni to niestety zniszczyli 5 lat temu". Staramy się też pokazywać możliwości. Polskie prawo nie sprzyja poszukiwaczom, ponieważ wiele osób chciałoby zachowywać te "skarby, a prawo mówi, że tak zwany zabytek archeologiczny musi zostać oddany do odpowiednich instytucji. Na ogół powinien trafić do muzeum. W związku z tym pokazujemy te wszystkie aspekty poszukiwań, a także to, że rozkopanie chociażby stanowiska archeologicznego, to nie jest tylko naruszenie ziemi i wykopanie czegoś fajnego, to jest również zniszczenie pewnej historii. Archeolog, kiedy spojrzy na te kolejne warstwy, będzie wiedział, co tam naprawdę mogło się dziać.

Czego konkretnie będzie można dowiedzieć się na Festiwalu?

Dolnośląski Festiwal Tajemnic w zamku Książ, to jest przede wszystkim największy w Polsce spotkanie miłośników historii, poszukiwaczy skarbów, eksploratorów, archeologów, którzy chcą z tym środowiskiem również się spotkać, a także wszystkich, którzy chcą pokazywać historię poprzez jej tajemnice.

Chodzi o to, by skarby były znajdowane w Polsce, eksplorowane nareszcie w sposób naprawdę bardzo cywilizowany, żeby wszyscy mogli współpracować i żeby przede wszystkim nie traciły na tym znaleziska.

Chodzi o to, by skarby były znajdowane w Polsce, eksplorowane nareszcie w sposób naprawdę bardzo cywilizowany, żeby wszyscy mogli współpracować i żeby przede wszystkim nie traciły na tym znaleziska. Tym bardziej że mamy coraz lepszy sprzęt. Są świetne geofizyczne urządzenia, które potrafią coraz więcej pokazywać, jest LiDAR, z którego może korzystać praktycznie każdy, zaglądając do internetu. Korzystają z niego archeolodzy, znajdując dzięki niemu stanowiska archeologiczne - osady, różne bardzo ciekawe miejsca. Ale ma to też drugą, złą stronę, bo wiedzą o tym również poszukiwacze, eksploratorzy, badacze. Ale ich odkrycia nie trafiają na światło dzienne. A szkoda, bo tak naprawdę wiele z nich pozwoliłoby w nowy sposób spojrzeć na historię.

Bo nie chodzi tutaj o złoto, skarby, bursztynową komnatę - chociaż oczywiście o niej wszyscy marzymy - ale również o dokumenty, archiwa, o te kasy pułkowe, w których mogą znajdować się dodatkowe dokumenty, które pomagają w ułożeniu, zlepieniu różnych historii.

Wie pan, poszukiwania nie znoszą tak naprawdę pośpiechu. O pewnych rzeczach dowiadujemy się bardzo późno i na pewne rzeczy trzeba bardzo długo czekać. Na samym Dolnym Śląsku do 45 roku było około 1500 rezydencji. Zostało do dzisiaj łącznie z tymi zrujnowanymi około 760. Tak się mniej więcej liczy. Wiele z nich zostało wysadzonych w powietrze.

Kiedy spojrzy się na stare widokówki Rogowa Sodeckiego, tuż pod Ślężą, naszą magiczną pełną skarbów górą, widać piękną rezydencję, piękny zamek. Nie jest pan go w stanie znaleźć w terenie, ponieważ dzisiaj w miejscu zamku jest łąka, której właścicielem jest - na szczęście archeolog - który chce odbudowywać najstarszą część tego obiektu. Ale żeby poznać historię tego zamku, trzeba było kilku lat.

Aż pojawiła się starsza pani, która była służącą w tym zamku i opowiadała, że był tam kiedyś skarb, że właściciele schowali w piwnicy skarb o ogromnej wadze. I znowu nie było to złoto, biżuteria, były to światowej klasy wina. Mogli je pić Rosjanie w 45 roku, kiedy weszli do Rogowa, ale może gdzieś jeszcze leżą w jakiejś piwnicy? Może jedna butelka, może dwie. Za takie wino dzisiaj, już nie patrząc na jego wartość historyczną, ani degustacyjną, można na prawdę kupić niezły domek jednorodzinny.

Pani wspomniała o świadku tamtych czasów. To jest oczywiście problem, o którym się mało mówi, tak poza Dolnym Śląskiem. Bo tam świadków nie ma, świadkowie wyjechali, przyjechała inna ludność, w związku z czym siłą rzeczy tych wspomnień nie ma tak dużo. Czy jest szansa na większą współpracę z ludźmi, którzy wyjechali z tamtych terenów? Czy to w zasadzie jest już stracona sprawa?

Każda dolnośląska wieś ma legendę o ciężarówkach, które wieczorem, pod koniec wojny wjeżdżały do wsi, ludziom kazano zamykać okna, ciężarówki przejeżdżały, następował wybuch. A potem ciężarówki albo wracały puste, albo już nie wracały w ogóle.

Problemy są tutaj dwa. Pierwszy jest taki, że tak naprawdę zeznania świadków, co pewnie potwierdzi każdy kryminolog, naprawdę są wiarygodne przez bardzo krótki czas. Potem zaczynamy dobudowywać, te sztolnie robią się coraz dłuższe, te skarby coraz większe, a te tajemnicze ciężarówki, które wjechały do wsi... Bo każda dolnośląska wieś ma taką legendę o ciężarówkach, które wieczorem, pod koniec wojny wjeżdżały do wsi, ludziom kazano zamykać okna, ciężarówki przejeżdżały, następował wybuch, ciężarówki albo wracały puste, albo już nie wracały w ogóle.

To jest jeden problem. Bo na wspomnienia nakładają się opowieści gazetowe, filmy itd., ale także celowe działanie pewnych osób, naszych dawnych służb. Widać to dokładnie w materiałach prasowych. Kiedy pan spojrzy na relację do lat 70. mniej więcej do połowy, to o skarbach się właściwie nie pisze, pisze się o martyrologii, o pamięci ludzi, którzy zginęli w podziemiach. To są bardzo nazwijmy to przyziemne relacje. A potem nagle pojawiają się nieoczekiwanie tony złota, skarby, lawiny, które przykryły bursztynowe komnaty i autorem tych tekstów jest jedna osoba - pracująca wtedy w służbie bezpieczeństwa.

"Dolnośląski Festiwal Tajemnic" jest projektem autorskim Joanny Lamparskiej, dziennikarki i podróżniczki, autorki wielu książek o tajemnicach Dolnego Śląska, od kilkunastu już lat promującej region dolnośląski poprzez jego tajemniczość.

Dwie poprzednie edycje "Dolnośląskiego Festiwalu Tajemnic", które odbyły się w 2013 i 2014 roku okazały się wielkim sukcesem. Zarówno podczas pierwszej, jak i drugiej edycji festiwalu łączna liczba odwiedzających przekroczyła 20 tysięcy.

Głównymi patronami medialnymi imprezy są miesięcznik Świat Wiedzy, Świat Wiedzy Historia, oraz radio RMF FM.