Szkocka Partia Narodowa obiera kierunek na niepodległość. Opublikowane przez nią plany zakładają zorganizowanie ponownego referendum, które mogłoby doprowadzić do wyjścia Szkocji ze struktur Zjednoczonego Królestwa. Rozpisany w 2014 roku plebiscyt przypieczętował związek tego kraju z brytyjską Koroną. Jego wynik miał obowiązywać bezterminowo, a Szkoci przyjęli ten demokratyczny werdykt. Ich marzenia o niepodległości ponownie rozbudził brexit.

REKLAMA

Mapa drogowa to narzędzie stosowane w polityce, które szkicuje pragnienia i aspiracje obywateli oraz nakreśla sposoby realizacji tych celów. Właśnie taki program opublikowała Szkocka Partia Narodowa, która posiada większość parlamentarną w Edynburgu. Jeśli nacjonaliści wygrają majowe wybory w Szkocji, zamierzają zorganizować ponowne referendum niepodległościowe. Co więcej, chcą to zrobić niezależnie od stanowiska parlamentu w Londynie, który powinien wcześniej na taki plebiscyt wyrazić zgodę. Szkoci do tego stopnia rozgoryczeni są brexitem, że gotowi są na otwartą konfrontację z rządem premiera Borisa Johnsona. Na razie nikt nie myśli o konsekwencjach takiego działania, a są nieobliczalne.

Przyczyna i skutek

W zorganizowanym w 2016 roku unijnym referendum Szkocja zdecydowanie opowiedziała się za pozostaniem w Unii Europejskiej. Ostateczne zatwierdzenie brexitu przez parlament w Londynie odbyło się zgodnie z wynikiem głosowania, ale wbrew woli większości Szkotów.

Wprowadzona za rządów premiera Tony’ego Blaira decentralizacja władzy umożliwiła Szkotom decydowanie o tak istotnych domenach życia publicznego jakimi są służba zdrowa, oświata czy sądownictwo. Londyn pozostawił sobie jednak prawo do kontrolowania obronności i polityki zagranicznej. Brexit znalazł się dokładnie w tej kategorii i to on obudził ponownie ducha szkockich dążeń niepodległościowych.

Teraz albo nigdy

Obierając kierunek na niepodległość, Szkocka Partia Narodowa zdecyduje się na otwarty konflikt z Londynem. W przypadku ogłoszenia nieusankcjonowanego przez centralny parlament referendum, premier Boris Jonson miałby ograniczone pole manewru. Mógłby zgodzić się na szantaż Edynburga i zezwolić na plebiscyt oraz zaakceptować jego wynik. To byłoby jednak dla niego politycznym gwoździem do trumny.

Drugą opcją byłoby szukanie rozstrzygnięcia sporu na drodze sądowej. Trudno jednak dziś określić jak werdykt ten przyjęliby Szkoci, gdyby Sąd Najwyższy w Londynie opowiedział się po stronie brytyjskiego rządu i odmówił im prawa do zwołania referendum.

To się dzieje

Wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej już daje się we znaki na północy wyspy. Szkocki przemysł opiera się w dużej mierze na turystyce i rybołówstwie. Choć nie da się przecenić negatywnego wpływu pandemii koronawirusa na rozwój obu tych gałęzi, brexit dramatycznie ograniczył dostęp Szkotów do kontynentalnej częścią Europy. Potęguje to biurokracja celna, która obowiązuje od zakończenia okresu przejściowego 1 stycznia.

Ośmieleni posiadaniem znacznych zasobów ropy naftowej na Morzu Północnym, Szkoci widzą w niepodległości swoją szansę na przyszłość. Rezerwy tego surowca nie są wieczne, ale dochód uzyskany z jego sprzedaży mogłyby wesprzeć niepewne początki niepodległej Szkocji.

Trzęsienie ziemi

Oderwanie się Szkocji od struktur Zjednoczonego Królestwa wywołałoby na Wyspach olbrzymi i trudny do oszacowania kryzys konstytucyjny. W kolejce do realizacji swych zjednoczonych planów byliby Irlandczycy. Ostateczne porozumienie z Brukselą w sprawie brexitu zaakceptowało indywidualny status Irlandii Północnej w dziedzinie handlu. Brytyjska prowincja de facto pozostała częścią Wspólnego Rynku. Był to jedyny sposób na uniknięcie fizycznej unijnej granicy, która przecina obecnie Zieloną Wyspę. Przywrócenie kontroli na tej granicy byłby zagrożeniem z takim trudem wypracowanego pokoju po trzydziestu latach bratobójczych walk w Ulsterze.

Szkocja nie ma innego statusu. Umowa brexitowa tratuje ją tak samo jak Anglię i Walię.

Trudno ocenić zasięg zmian, które czekają Brytyjczyków w ciągu następnych kilku lat i napięć jakie będą im towarzyszyć. Z pewnością nikt o tym nie myślał, rozpisując w 2016 roku referendum w sprawie członkostwa Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej.