No więc jak to jest - żyje nam się lepiej, czy gorzej? Mamy powody do zadowolenia, czy raczej powinniśmy załamywać ręce nad otaczającą nas rzeczywistością? Oczywiście zawsze znajdą się wśród nas skrajni optymiści, którzy na świat patrzą przez różowe okulary i skrajni pesymiści, dla których szklanka jest zawsze do połowy pusta. Ale co z większością z nas?

REKLAMA

W zeszłym roku GUS zapytał Polaków, czy są zadowoleni z życia, pracy, zdrowia, kontaktów międzyludzkich, warunków mieszkaniowych... I co? Niemal 75 proc. spośród nas w odpowiedziach stwierdziła, że jest dobrze, czyli nie narzekamy, nie utyskujemy, nie lamentujemy... Skoro tak, to dlaczego, gdy padnie pytanie o kondycję nie nas, ale Polski, można z góry założyć, że większość odpowiedzi będzie negatywnych. Na zasadzie: było źle, jest gorzej, a o tym, co się stanie w przyszłości w Polsce lepiej już nie myśleć.

Hm... Zadowoleni ludzie żyjący w kraju, który stoi nad krawędzią przepaści. Dziwne, prawda? Czy możliwa jest taka sytuacja, że jest nam dobrze w złym otoczeniu, walącej się gospodarcze, w upadającym państwie?... Absurd. Niby większości z nas powodzi się coraz lepiej, ale państwo jako takie chyli się ku upadkowi. Dlatego zastanawiam się, czy nie jest czasem tak: że kiedy mówimy o własnym życiu, o własnych doświadczeniach, to jesteśmy bardziej obiektywni i szczerzy. Natomiast gdy mówimy o naszym państwie, to bezkrytycznie uwalniamy "lament chłopska", wynikający z naszej natury?

Bardzo często wyobrażenie o sytuacji naszego kraju jest zupełnie różne od postrzegania naszego własnego życia. Kto za to ponosi odpowiedzialność? Myślę, że w pewnym stopniu jednak siły polityczne opozycji. Problem bowiem tworzy totalna krytyka obrzydzająca kraj, jako taki. Dlaczego? Bo retoryka oparta na negowaniu wszystkiego jest nie tylko o wiele łatwiejsza, ale także skuteczniejsza w stosowaniu przez tych, co są przegrani, a nie wygrani. Zamiast więc mówić o tym, co jest do poprawy, korekty, zmiany, łatwiej powiedzieć - trzeba zburzyć to, co jest i zbudować wszystko od nowa. U nas to działa.

Niestety, media niekoniecznie sprzyjają prowadzeniu merytorycznej dyskusji. Dobrze sprzedają się bowiem złe informacje, narzekanie, a cóż dopiero domniemane skandale, afery, wypadki, oskarżenia... Każdego niemalże dnia znajdzie się wystarczająca liczba przypadków niesprawiedliwości, przemocy, biedy, żeby wypełnić nimi nie tylko wieczorne wydania wiadomości, ale również 24-godzinne programy informacyjne i stworzyć wrażenie, że incydentalne sytuacje są powszechną normą.

Oczywiście, ktoś może powiedzieć - media przedstawiają otaczającą nas rzeczywistość w negatywny sposób, tylko dlatego, że takie jest zapotrzebowanie Polek i Polaków. Hm..., a może jest odwrotnie - Polacy mają takie wyobrażenie o swoim kraju, jakie dociera do nich z medialnego przekazu?

Sytuacja ta odpowiada klasycznemu pytaniu: co było pierwsze: "jajko, czy kura"? I to nie tylko slogan, dlatego warto się nad tym zastanowić. Gdy znajdziemy bowiem odpowiedź na tak postawione pytanie, to może kiedyś uda nam się wyjść z tego błędnego koła i zniszczyć samonapędzający się mechanizm narodowej samodestrukcji.