Siły specjalne milicji białoruskiej zaczęły zatrzymywać w piątek wieczorem w centrum Mińska uczestników protestu przeciw wynikom wyborów prezydenckich na Białorusi. Zatrzymywani są tylko mężczyźni. Do kobiet stojących w "łańcuchu solidarności" milicjanci nie podchodzą.

REKLAMA

Zatrzymania trwają na Placu Niepodległości w centrum miasta, koło kościoła pw. św. Szymona i Heleny, nazywanego Czerwonym Kościołem. Milicjanci z sił specjalnych - OMON - otoczyli demonstrujących ze wszystkich stron. W odróżnieniu od poprzedniego dnia nie zatrzymują dziennikarzy, ale odsunęli ich na skraj placu. Rosyjska agencja TASS ocenia, że milicjanci nie stosują przemocy.

.: @tutby pic.twitter.com/A36XvI77Tp

Belsat_TVAugust 28, 2020

Na placu zgromadziło się kilkadziesiąt kobiet, które ustawiły się szeregiem w tzw. łańcuchu solidarności. Niektóre trzymają kwiaty. Widać barwy biało-czerwono-białe, używane przez narodowo nastawioną opozycję białoruską.

, "". ! - , , - . pic.twitter.com/At2PoXLn3c

A_Vit_August 28, 2020

Milicja twierdzi, że zgromadzenie na placu odbywa się bez zezwolenia władz, i nawołują jego uczestników do rozejścia się.

To zgromadzenie nie jest legalne - mówią. A bicie było legalne? - odpowiadają protestujący. Funkcjonariusze zaczęli im grozić, że mogą zostać pociągnięte do odpowiedzialności.

Niektóre z kobiet konfrontowały się z milicją. Myślisz, że płacą mi za stanie tutaj? Ja chcę tu stać. Spójrz mi w oczy i powiedz, że Łukaszenka wygrał wybory - mówiła jedna z protestujących.