Polska traci kilkanaście miliardów złotych rocznie z powodu opóźnień związanych z zabezpieczeniami przeciwko powodzi. Tworzy się błędne koło. Bo z jednej strony na budowę zbiorników retencyjnych, które ciągle nie powstają, zaciąga się bardzo duże kredyty. Z drugiej strony, z braku zabezpieczeń co roku wydaje się miliony na usuwanie skutków powodzi.

REKLAMA

Zobacz również:
Najlepszym przykładem jest zbiornik retencyjny w Raciborzu, który ma zabezpieczać dorzecze Odry. Na inwestycję wartą ponad 500 milionów euro, Polska zaciągnęła 345 milionów euro pożyczek w Banku Światowym i Banku Rozwoju Rady Europy.

Problem w tym, że budowa tego zbiornika jeszcze nie ruszyła, a opóźnienia wynoszą już ponad dwa lata.

Jak wyliczyła w najnowszym raporcie Najwyższa Izba Kontroli koszty obsługi, w stosunku do wydawanych pieniędzy to ponad 33 procent.

Do tego dochodzą pieniądze, które trzeba wydawać na usuwanie skutków powodzi. Po zeszłorocznych kataklizmach straty wyniosły około 12 miliardów złotych. Budżet państwa musiał na nie wydać prawie 2,5 miliarda złotych. Warto zaznaczyć, że z roku na rok ta kwota jest coraz większa.

Tych pieniędzy nie trzeba by było wydawać, gdyby politycy, i ci z rządu i ci lokalni, pilnowali inwestycji przeciwpowodziowych.