Odwołania od decyzji komisji badającej rosyjskie wpływy mają rozpatrywać sądy administracyjne. Dyscyplinarki sędziowskie też. Jak mają się do tego słowa premiera, który decyzję sądu administracyjnego nazywa bezprawną i zapowiada jej niewykonanie?

REKLAMA

Ostatnie dni przyniosły kilka kolejnych zwrotów akcji, które nakazują zweryfikowanie tego, co ledwo tydzień temu pisałem o katastrofalnym spiętrzeniu problemów Polski z praworządnością

Wyrok TSUE: 5 do 0 dla KE

Zgodnie z przewidywaniami, europejski Trybunał Sprawiedliwości potwierdził swoim wyrokiem wszystkich pięć zarzutów, postawionych Polsce przez Komisję Europejską ws. ustawy kagańcowej, Izby Dyscyplinarnej i najogólniej - reformowania polskich sądów.

TSUE uznał, że Polska w 5 punktach uchybiła zobowiązaniom państwa członkowskiego UE. Teraz minie kilka miesięcy, KE zapewne wniesie do TSUE kolejną sprawę, tym razem o niewykonanie tego wyroku, a jeśli Polska nadal będzie traktowała Trybunał tak jak dotąd - zostanie skazana na kolejne kary finansowe. Już nie w sprawie zabezpieczenia, co kosztowało milion euro dziennie (co dało ponad 2,5 miliarda złotych strat Polski), ale niewykonania wyroku.

To już nie jest podlegające dyskusji postanowienie zabezpieczające, ale ostateczne rozstrzygnięcie, czyli skazanie - pewnie więc zostanie przez Trybunał wycenione odpowiednio wyżej.

Błazenada wokół komisji ds. wpływów

Ostatnie doniesienia o wszczęciu przez Komisję Europejską postępowania naruszeniowego także będą miały dla Polski fatalne następstwa, choć nie natychmiast. Ostatnie dni przyniosły jednak wydarzenia tak osobliwe, że nie sposób ich nie odnotować.

Oto prezydent, który najpierw podpisał kontrowersyjną ustawę, zapowiadając jednocześnie wniosek do TK o uznanie jej za niezgodną z Konstytucją (co samo w sobie zasługuje na osobne rozważania nt. konsekwencji w rozumowaniu) dołożył do tego chaosu własny projekt zmian w działającej już ustawie. Propozycja nowelizacji częściowo cywilizuje szczegóły działań komisji, nadal jednak pozostaje zaledwie propozycją, którą Sejm może się zająć, ale nie musi. Może zmienić, ale nie musi, może zaakceptować albo nie.

To nie zmienia faktu, że za kilka dni komisja powinna zostać powołana, a skoro tak - postępowanie naruszeniowe Komisji Europejskiej przeciw Polsce ma podstawy prawne.

Paranoja trybunalska

Punktem odniesienia polskich problemów z praworządnością jest dostęp do środków z Krajowego Planu Odbudowy. Według rządu otworzy go wejście w życie zmian w ustawie o Sądzie Najwyższym, wynoszącej sędziowskie dyscyplinarki z SN do Naczelnego Sądu Administracyjnego.

Sęk w tym, że prezydent Duda skierował ustawę do Trybunału Konstytucyjnego, który powinien ją ocenić w pełnym składzie. Wg obecnych przepisów ten pełny skład to 11 sędziów - liczba niedostępna do zgromadzenia przez Julię Przyłębską, której prezesury w TK nie uznaje spora grupa sędziów.

Pomysłem na ich obejście była propozycja ustawowego zmniejszenia składu pełnego z 11 do 9 sędziów, których się Przyłębskiej może udać zebrać. Propozycja ustawy malowniczo acz trafnie nazwanej przez media "bezradnościową" utknęła jednak w Sejmie przez sprzeciw nie tylko opozycji, ale też posłów Suwerennej Polski.

Wczoraj więc premier skierował do Trybunału jeszcze bardziej powikłany wniosek, roboczo nazwany "rozpaczliwościowym". Sprowadza się on do tego, żeby sam Trybunał orzekł, ilu sędziów stanowi jego "pełny skład", a premier proponuje, by byli to ci sędziowie, którzy mogą uczestniczyć w orzekaniu i akurat pojawią się na rozprawie. Nie musi ich być ani 11, ani 9 - wystarczy np. 6.

Jak na określenie "pełny skład" Trybunału, złożonego z 15 sędziów propozycja wydaje się dość śmiała, ale premier ma prawników, którzy potrafią udowodnić niemal wszystko, i nie waha się ich użyć.

Szansą na powodzenie tego wniosku jest to, że mógłby być rozpatrzony przez 5 sędziów TK, z których zebraniem Julia Przyłębska nie będzie miała kłopotu. Wadą jest jednak to, że formalnie premier we wniosku do TK zwraca się o uznanie za niezgodne z Konstytucją przepisów, które sam popierał, a do ustawy wprowadził klub PiS.

Widziane z wysoka

Podsumowując więc - według rządu dostęp do KPO zależy od ustawy o SN, której wejście w życie zależy od TK, a działanie TK zależy albo od posłów, rozpatrujących zablokowaną dziś ustawę, albo od samego TK.

A merytorycznie całe na biało występują w tej układance sądy administracyjne, które wg obowiązującej ustawy o komisji ds. rosyjskich wpływów mają rozpatrywać odwołania od jej decyzji, a wg zablokowanego w TK projektu ustawy o Sądzie Najwyższym - zajmować się postępowaniami dyscyplinarnymi sędziów.

Oba te rozwiązania przedstawiane są przez rządzacych jako gwarancje sądowej kontroli kontrowersyjnych działań.

I ci właśnie rządzący, a dokładnie premier, decyzję sądu administracyjnego ws. Turowa, uznają za bezprawna i zapowiadają, że jej nie zamierzają wykonywać.

To w zasadzie tyle ws. postępów praworządności w Polsce w ostatnich dniach.

.