"Większość z nich nie chce zostać tutaj z nami na stałe, ale chce wrócić do domów. W tym sensie nie liczyłabym na jakieś ogromne zmiany, jeśli chodzi o dzietność w Polsce. Oczywiście migracje są nadzieją dla krajów Europy, jeśli chodzi o poprawę struktury ludności i zwiększenie proporcji młodych ludzi. A uchodźcy z Ukrainy są o tyle dużą nadzieją, że są bliscy nam kulturowo i językowo, więc na pewno łatwiej im się tutaj zaadaptować" – mówiła Magdalena Biejat, posłanka Lewicy i członkini sejmowej komisji polityki społecznej i rodziny pytana o napływ uchodźców z Ukrainy. Parlamentarzystka była gościem Bogdana Zalewskiego w rozmowie "7 pytań o 7:07" w radiu RMF24.

REKLAMA

Bogdan Zalewski: Zastanawiam się głośno nad losem uchodźców z Ukrainy oraz nad rolą, którą mogą odegrać u nas. Zainspirowała mnie do tych przemyśleń informacja, która pojawiła się podczas 14. Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach. “W Polsce jest od 500 do 700 tysięcy uciekinierów przed wojną rozpętana przez Rosję, którzy są gotowi do wejścia na nasz rynek pracy". Więc pomyślałem, że co najmniej pół miliona nowych pracowników ze Wschodu mogłoby znaleźć robotę w Polsce - tak szacują eksperci. Martwi panią, czy cieszy obecność tak ogromnej grupy Ukraińców w Polsce?

Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla audio

„Praca, dzieci, język” – Biejat o głównych problemach Ukraińców w Polsce

Magdalena Biejat: To jest na pewno bardzo duże wyzwanie dla rządu, dla nas wszystkich. Polacy i Polki - ale myślę, że również samorządy i rząd pokazują, że potrafimy sobie z tym wyzwaniem poradzić. Ja się cieszę, że otworzyliśmy drzwi dla naszych sąsiadów, że pokazujemy solidarność dla kraju, który walczy o wolność Europy. Uważam, że jest to wspaniałe świadectwo dla nas wszystkich.

To bardzo piękne, ale jednak hasło. Pytanie drugie - konkretne. Z jakimi problemami borykają się Ukraińcy w naszym kraju, według pani rozeznania?

W zeszłym tygodniu widziałam się jako członkini zespołu praw kobiet z panią Oleną Kondratiuk, która jest wiceprzewodniczącą Rady Naczelnej Ukrainy. Ona wskazywała na trzy główne obszary, które są bardzo ważne. Jeden to jest oczywiście kwestia pracy, ale również połączona z tym kwestia zorganizowania opieki nad dziećmi, ponieważ jak wiemy, chyba 97 procent - o ile się nie mylę - osób, które przyjechały z Ukrainy to są kobiety i dzieci. Te mamy, te babcie, jeśli chcą i mogą pójść do pracy, muszą przede wszystkim najpierw zadbać o to, żeby ich dzieci były zaopiekowane. Tutaj bardzo ważna jest możliwość znalezienia tej opieki. Łączy się z tym również kwestia oczywiście nauki języka polskiego, która w większości zawodów jest kluczowa.

Więc trzy sprawy, uporządkujmy: praca, dzieci i język.

To jest kwestia związana z tym, jak tę pracę ogarnąć, jak na rynek pracy wejść. Drugi duży obszar to jest kwestia edukacji. Wiemy, że to jest też ogromne wyzwanie. W tej chwili większość dzieci z Ukrainy - z tych informacji, które płyną z Ministerstwa Edukacji - nie trafiła jednak do systemu edukacji polskiego, ale uczy się zdalnie. Co też jest imponujące, że Ministerstwo Edukacji Ukrainy w tak krótkim czasie, w tak bardzo trudnych warunkach wojennych zorganizowało edukację zdalną i dużo część tych dzieci uczy się w ten sposób..

Gdzie pani widzi zagrożenia dla naszego kraju w związku z falą uchodźców?

Ja nie chcę mówić o zagrożeniach, ale o wyzwaniach. Jeśli mówimy np. o rynku pracy, to moim zdaniem ogromnym wyzwaniem i kwestią, na którą rząd nie zwraca wystarczająco dużej uwagi - w mojej opinii - jest kwestia zagwarantowania tego, żeby pracownicy z Ukrainy nie byli wykorzystywani. Dlaczego to jest takie ważne? Bo w sytuacji, w której pozwolimy na to, żeby zatrudniać ich po niższych stawkach płacy, płacić pod stołem, nie zatrudniać na etacie, te osoby zaczną konkurować z polskimi pracownikami z niższymi płacami i przez to wszyscy stracimy. Dlatego tak istotne jest, żeby o to zadbać.

Widzimy tutaj dla pani rolę jako posłanki Lewicy z komisji polityki społecznej i rodziny - podkreślę raz jeszcze. Jakie prace tam trwają?

W naszej komisji spotykamy się z przedstawicielami Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej, żeby rozmawiać o tych elementach specustawy, która tworzy warunki możliwości opieki nad uchodźcami, dotyczące właśnie naszej działki. Rozmawiamy o dzieciach, a przede wszystkim rozmawiamy o pomocy społecznej. Dużym tematem w naszej komisji do tej pory była kwestia domów dziecka z Ukrainy, ponieważ jeszcze parę tygodni temu minister Socha mówiła, że szacowano, że około 3 tysięcy dzieci z domów dziecka i z pieczy zastępczej przyjechało z Ukrainy do Polski. To również jest ogromne wyzwanie, żeby tym dzieciom - wśród nich są przecież niemowlaki, dzieci do lat 3 - zapewnić odpowiednią opiekę w Polsce.

Ja sobie tutaj zanotowałem jako taki właśnie ważny punkt - sprawy dzieci, ale konkretnie także dzietności. Myśli pani, że napływ z Ukrainy poprawi nasze zdolności populacyjne?

Myślę, że nie będzie to aż tak oczywiste. Wszystko zależy od tego, jak rozwinie się sytuacja w Ukrainie. Natomiast wiemy, że bardzo dużo osób z Ukrainy, które są u nas w Polsce chce wrócić do kraju. Większość z nich nie chce zostać tutaj z nami na stałe, ale chce wrócić do domów. W tym sensie nie liczyłbym na jakieś ogromne zmiany, jeśli chodzi o dzietność w Polsce. Ale oczywiście migracje są nadzieją dla krajów Europy, jeśli chodzi o poprawę struktury ludności i zwiększenie proporcji młodych ludzi. A uchodźcy z Ukrainy są o tyle dużą nadzieją, że są bliscy nam kulturowo i językowo, więc na pewno łatwiej im się tutaj zaadaptować. Ale tak jak mówię, w tej chwili, choć oczywiście wszystko może się zmienić, większość z nich chce wrócić do domu.