Grupka francuskich kibiców swoją przygodę z Euro 2020 zapamięta na długo i to nie ze względu na sportowe emocje, a na problemy logistyczne. Francuzi pomylili miasta i zamiast polecieć do Budapesztu na mecz Węgry – Francja, wylądowali w stolicy Rumunii – Bukareszcie.

REKLAMA

Mistrzostwa Europy są rozgrywane w 11 europejskich miastach. To stwarza problemy dla piłkarzy, którzy muszą pokonywać tysiące kilometrów w drodze na kolejne mecze. Dobrym przykładem jest reprezentacja Polski, która swój pierwszy mecz Euro 2020 rozegrała w Sankt Petersburgu, później musiała polecieć na spotkanie z Hiszpanią do Sewilli, a następnie wrócić do Sankt Petersburga na starcie ze Szwecją. Jak się okazuje, kłopoty z podróżowaniem - choć nieco inne - mają też kibice. Wpadkę pracowników firmy IT z Francji opisał rumuński dziennikarz w serwisie internetowym gazety "Jurnalul National".

Adi Munteanu w jednym z bukaresztańskich barów zauważył grupkę w koszulkach reprezentacji Ukrainy. Gdy piłkarscy fani wznosili okrzyki na cześć swojej drużyny, sześciu mężczyzn siedzących obok nich milczało. To zwróciło uwagę rumuńskiego dziennikarza, który - myśląc, że to też Ukraińcy - postanowił ich spytać o to, czy przybyli z Kijowa.

Zdziwienie Rumuna było ogromne, gdy okazało się, że rozmawia z Francuzami. Leon, Joel, Didier, Manuel, Jaques i drugi Leon przyznali, że do baru trafili przypadkiem. Po prostu podążali za kibicami z Ukrainy, stwierdzili, że śledząc Ukraińców, z pewnością trafią na stadion, na którym rozgrywany będzie mecz ich reprezentacji. Francuzi chcieli bowiem zobaczyć spotkanie Węgry - Francja, które odbyło się w Budapeszcie. Problem w tym, że trafili właśnie do Bukaresztu. Żółte koszulki Ukraińców nie wzbudziły u nich niepokoju, mężczyźni myśleli, że to węgierscy kibice.

Wyjazd na Euro 2020 miał być dla nich nagrodą za przetrwanie trudnego czasu pandemii. Mężczyźni opowiedzieli, że obiecali sobie, że jeśli lockdown się skończy, a mistrzostwa Europy zostaną rozegrane, to wybiorą się na jakiś mecz. Zdecydowali, że odwiedzą Węgry.

"To jak Kevin sam w Nowym Jorku, tylko w wersji rumuńskiej"

Dziennikarz razem z mężczyznami próbował ustalić, gdzie popełniono błąd. "To jak 'Kevin sam w Nowym Jorku', tylko w wersji rumuńskiej. Problem powstał albo w biurze podróży, albo na lotnisku. Być może wsiedliśmy do złego samolotu" - stwierdzili mężczyźni.

Kibice przy dziennikarzu postanowili sprawdzić bilety lotnicze. Okazało się, że trójka z nich miała wykupiony bilet do Budapesztu, a pozostali trzej do Bukaresztu. Mężczyzna, który zamawiał bilety, nie potrafił uwierzyć w taką pomyłkę. "To wszystko jest jak ukrytej kamerze" - podsumował.

Grupka Francuzów później przyznała, że nigdy nie była w tej części Europy. Pracownicy firmy IT zdradzili, że wcześniej nie wiedzieli, że jest jakaś różnica między Budapesztem a Bukaresztem. Opowiedzieli, jak od lotniska chodzili za Ukraińcami, których wzięli za Węgrów. "Węgierski jest nam tak samo obcy, jak ukraiński i rosyjski" - mówili. Gdy już usiedli w barze, próbowali się dogadać z Ukraińcami, ale nie rozumieli ani słowa.

Z pomocą dziennikarza Francuzi zarezerwowali nocleg w Bukareszcie. Ku ich rozczarowaniu tego dnia Francja tylko zremisowała z Węgrami. Spotkanie zobaczyli w barze, a nie jak planowali na stadionie. Mężczyźni zdecydowali się jednak zostać w Bukareszcie, licząc na to, że Francja rozegra mecz 1/8 finału mistrzostw Europy w stolicy Rumunii. Tym razem mieli szczęście. "Les Bleus" wygrali rywalizację w grupie F i to właśnie na Arenie Narodowej w Bukareszcie zagrają ze Szwajcarią. Leon, Joel, Didier, Manuel, Jaques i drugi Leon zapowiedzieli, że będą próbowali kupić bilety na to spotkanie.