2300 kilometrów z Lipska aż do Moskwy. Taką podróż mają za sobą Sven Hagemeier i Markus Schmid, którzy na mundial dotarli na rowerach. Po drodze przemierzyli też Polskę. Od Gubina aż do granicy z Kaliningradem. Spotkaliśmy się przypadkowo pod Soborem Wasyla Błogosławionego. Poprosili, żeby zrobić im zdjęcie.

REKLAMA

Dlaczego podkreślam przypadkowość spotkania? Bo właśnie to jest na mistrzostwach świata najciekawsze. Zaczynasz z kimś rozmawiać, okazuje się, że proste pytanie o nadzieje związane z mundialem czy to dotyczące atmosfery w Rosji zamienia się w dłuższą pogawędkę. Wczoraj spotkałem na przykład mieszkającego w Rosji Kolumbijczyka. O wiele łatwiej rozmawiało nam się po rosyjsku niż po angielsku. Niby nic wielkiego, ale jednak małe zaskoczenie.

Podobnie było dziś rano. Pod soborem zaczepił mnie Sven i poprosił o zrobienie zdjęcia ze świątynią w tle. Zaznaczył jedynie, że bardzo prosi, by na zdjęciu nie znalazł się choć kawałeczek Kremla, co akurat można uznać wręcz za gest polityczny. Na ich zdjęciu mi się udało, swoje wykonałem mniej dokładnie, ale nie przez wrodzoną złośliwość, a po prostu z powodu roztargnienia. Okazało się, że Sven wraz z Markusem pokonali setki kilometrów, by dotrzeć do Rosji na rowerach.

Wyruszyliśmy z Lipska i dojechaliśmy do Gubina. Później pokonaliśmy 600 kilometrów przez Polskę, aż do granicy z Kaliningradem. Największe wrażenie zrobiła na nas przyroda. Widzieliśmy wiele pięknych miejsc. Polska to jest naprawdę wspaniały kraj. Dalej jechaliśmy przez Litwę i Łotwę, i tak dotarliśmy w końcu do Rosji i dalej do Moskwy - opowiadał mi Sven.

Mieliśmy dużo radości z tej długiej wycieczki. Tu chcemy po prostu cieszyć się atmosferą mistrzostw, poznawać ludzi z całego świata. Wszyscy się uśmiechają, dobrze się bawią. Mamy jak na razie same dobre wrażenia, no i liczymy, że reprezentacja Niemiec znów znajdzie daleko jak cztery lata temu w Brazylii - mówią.

Podróż do domu ma przebiegać już szybciej. Z Moskwy do Berlina panowie dotrą pociągiem, a później rozjadą się do domów. Sven do Lipska, a Markus do Monachium. Zapomniałem tylko spytać, czy planują już kolejną równie imponującą rowerową wyprawę. Sven i Markus stali się popularni także w swoich małych ojczyznach. Jeszcze przed wyprawą - jak mi powiedzieli - pisała o nich lokalna prasa.

(az)